czwartek, 31 maja 2012

TRUFLE ORZECHOWE



Nie ma to jak domowe pyszności. Zwłaszcza gdy przybierają postać orzechowych trufli. Są jak drogocenne klejnoty. Zachwycają wyglądem i rozpieszczają słodyczą. W sam raz na upominek dla mamy lub jako nagroda po osiągnięciu celu, który jeszcze niedawno wydawał się nieosiągalny.

Składniki:

400 g herbatników pełnoziarnistych Petit Beurre
200 g mielonych orzechów włoskich
400 g miękkiego masła
1 1/2 szklanki cukru pudru
olejek migdałowy
2 łyżki rumu
3 łyżki mocnego naparu kawowego
2 łyżki kakao

Do obtoczenia (do wyboru):

kakao
rozpuszczalna kawa inka
mielone orzechy
drobny brązowy cukier
cynamon

Tak to już bywa. Już się nawet do tego przyzwyczaiłam i nawet nie protestuję. Gdziekolwiek jestem, jeżeli tylko kuchnia jest gdzieś w pobliżu to ja na pewno w niej wyląduję. To jest jakieś niewyjaśnione wzajemne przyciąganie. Dlatego ostatnio jak byłam w zasięgu, gdy Gosza robiła trufle, szybko podwinęłam rękawy i zabrałam się do pracy. Kilka dni wcześniej ktoś poczęstował ją w biurze, poprosiła o przepis i postanowiła zrobić je dla swojej mamy z okazji Dnia Matki. Była jeszcze jedna okazja do świętowania, mianowicie nasza sztafeta biegowa, która miała się odbyć następnego dnia. Ale o biegach będzie dalej, najpierw zajmę się truflami.
Herbatniki trzeba pokruszyć. Najlepiej w rozdrabniaczu. Prostym i bardziej dostępnym sposobem jest rozwałkowanie ich na miazgę w czystej ściereczce kuchennej. Orzechy polecam od razu nabyć mielone, a jeżeli mamy całe to nie pozostaje nic innego jak postąpić analogicznie do herbatników.
Pokruszone herbatniki, zmielone orzechy, cukier i kakao mieszamy razem następnie dodajemy kawę, olejek migdałowy, rum i masło i wyrabiamy wszystko razem jak ciasto. Jeżeli masa jest zbyt sucha można dodać odrobinę więcej kawy, a jeżeli jest zbyt luźna zagęszczamy ją dodając mielonych herbatników lub orzechów. Powinna mieć konsystencję mokrego piasku, z którego można lepić dowolne kształty. No więc lepimy kulki i obtaczamy je w tym, co nam najbardziej podchodzi. My zrobiłyśmy kilka wariantów. Obtaczałyśmy je w kakao, cynamonie, kawie ince, mielonych orzechach i drobnym brązowym cukrze. Najlepiej przechowywać je w lodówce i wyjąć około 15-20 minut przed podaniem. Od razu po wyjęciu z lodówki są za twarde i nie smakują tak dobrze. Natomiast gdy osiągną temperaturę otoczenia są wyśmienite. Mam na to wielu świadków. Cała nasza drużyna i wspierający nas przyjaciele rozkoszowali się nimi po zakończeniu biegów. I nie tylko, bo członkowie niektórych drużyn rywalizujących też mieli ten zaszczyt. Zdobyte miejsca i osiągnięte czasy w ogóle nie miały znaczenia, gdy jedliśmy te trufle. Wtedy wszyscy byliśmy zwycięzcami!




A oto moje trofea. Pierwszy w życiu medal i cudowne trufle. Długo nie mogliśmy się zdecydować, w której otoczce były najlepsze. I tak: Drzewasowi najbardziej smakowały w brązowym cukrze, mnie, Maleństwu i Wysokiemu w kawie ince, a Gosza nie mogła się zdecydować. Rozpływała się nad każdą jedną. I wcale jej się nie dziwię. Poza tym nie była jedyną osobą, która nie mogła się zdecydować ;)


Te są w kawie ince...


...mielonych orzechach....


...drobnym brązowym cukrze...

...a te w kakao lub cynamonie.






poniedziałek, 28 maja 2012

SZASZŁYKI Z KURCZAKIEM, CUKINIĄ I ŚWIEŻYM ANANASEM


Takie szybkie, spontaniczne pomysły, gdy za bardzo nie mam czasu, często okazują się być najlepszymi. Tak właśnie było w przypadku tych szaszłyków. Grillowany ananas śni mi się po nocach, więc wiedziałam, że się sprawdzi. A tym bardziej, że toważyszą mu kurczak i cukinia, która jeszcze bardziej lubi jak się ją grilluje.

Składniki:

podwójna pierś z kurczaka
świeży ananas
3 małe cukinie
odrobina oliwy
sól, pieprz, chilli
suszony koperek
zioła prowansalskie

Po pracy jak zwykle wyścig z czasem. Byle szybciej dotrzeć do domu, byle szybciej zrobić coś do jedzenia i znowu biegiem na spotkanie, na trening, do kina. Już w pracy wymyśliłam sobie te szaszłyki, zwłaszcza, że wszystkie składniki miałam, a ograniczona czasem musiałam działać szybko.
Tak więc ananasa obrałam i pokroiłam w grubą kostkę, pierś z kurczaka i cukinię w kawałki o podobnej wielkości. Udało mi się kupić bardzo młodą, małą cukinię. Tak na prawdę to specjalnie wybierałam w sklepie te najmniejsze, żeby były jak najbardziej soczyste i bym mogła nakłuwać całe krążki. Wszystkie pokrojone już składniki skropiłam odrobiną oliwy i doprawiłam do smaku solą, pieprzem, ziołam prowansalskimi i chilli. Nie wyobrażam sobie tych szszłyków bez chilli. Pod rękę wpadł mi jeszcze suszony koperek, więc posypałam nim całość i wymieszałam by przyprawy były równomiernie rozprowadzone.
Teraz zostało tylko ponakłuwać naprzemiennie kurczaka, ananasa i cukinię. Więc sięgnęłam po patyczki do szuflady, a tam niespodzianka! Patyczków nie ma. No ale można się było przecież tego spodziewać, skoro mi się spieszyło. No cóż, nie miałam wyjścia i musiałam biec do sklepu.
Gotowe szaszłyki grillowałam na patelni grillowej, przewracając je na kolejną stronę, gdy tylko były przyrumienione. Ja byłam zmuszona użyć patelni i tylko wyobrażam sobie jakie byłyby pyszne ugrillowane na prawdziwym grillu. Z podwójnej pierśi kurczaka, połowy ananasa i 3 małych cukinii wyszło mi 7 szaszłyków. Powodzenia i smacznego!

 



piątek, 25 maja 2012

CIASTO JOGURTOWE Z ANANASEM





Pora roku ewidentnie nie sprzyja ciężkim kremowym ciastom. Dlatego przedstawiam lekkie, jogurtowe ciasto z ananasem. Jest fajnie wilgotne w środku i chrupiące na zewnątrz. Kawałki miękkiego ananasa przeplatają się ze zrumienioną skórką. Idealne ze szklanką zimnego mleka lub kefiru.

Składniki:

3 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru pudru
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka cukru waniliowego
3 jajka
1 szklanka jogurtu naturalnego
100 g rozpuszczonego masła
ananas (u mnie świeży)
ew. cukier puder

Tuż przed wyjściem z pracy tak jakby wrobiłam się w pieczenie ciasta. Obiecałam znajomym, że jutro coś przyniosę. Zrobiłam to z premedytacją, bo już dawno nic nie piekłam. Stęskniłam się za tym przyjemnym, słodkawym zapachem rozchodzącym się po całym mieszkaniu, gdy ciasto się piecze. Wybór padł na proste ciasto jogurtowe z kawałkami ananasa. Bo skoro kilogram ananasa jest wciąż tańszy od kilograma truskawek to kombinuję z tym na co jest akurat sezon ;-) A w Polsce najwidoczniej jest teraz sezon ananasowy. Przy okazji, ciekawe czy tam, gdzie rosną ananasy, nasze truskawki są tanie jak barszcz. Nie ogarniam czasami co się dzieje na tym świecie.
Pomyślałam sobie, że takie ciasto a' la muffinkowe musi się udać. No bo składniki jakich użyłam do ciasta to w zasadzie to samo co w przypadku muffinek. Trochę pozmieniałam tylko proporcje.
Więc wymieszałam w misce mąkę, cukry i proszek do pieczenia a następnie wbiłam do miski jajka, wlałam rozpuszczone masło i szklankę jogurtu. Odradzam odtłuszczone jogurty. To jest przecież ciasto! Wszystko wymieszałam łyżką do powstania jednolitego ciasta. Wylałam je do okrągłej tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. Aby wyciąć odpowiednie kółko, pasujące do dna formy najlepiej złożyć kawałek papieru, przyłożyć go do dna formy i przyciąć. Przycinamy tak, by kawałek papieru był równy promieniowi tortownicy. Po rozłożeniu będzie idealnie pasował . Nie wiem czy jest to zrozumiałe. Może zdjęcie lepiej wyjaśni o co mi chodzi. Z bardzo cienkich plasterków ananasa usunęłam skórę i twardy środek, pokroiłam je na niewielkie kawałki i ułożyłam je na wierzchu ciasta. Oczywiście można użyć ananasa z puszki. Ja uwielbiam świeżego ananasa i jak tylko uda mi się go kupić, to dodaję do potraw świeżego.Ciasto wstawiłam do piekarnika z termoobiegiem, nagrzanego do 180 C. Piekło się dosyć długo. Dopiero po godzinie patyczek był całkowicie suchy, a ciasto przyrumienione. Gdy ciasto delikatnie ostygło, oprószyłam je cukrem pudrem. Zapakowałam ze sobą do pracy. Usłyszałam tylko pochwały :-)
Powodzenia i smacznego!





czwartek, 24 maja 2012

RAZOWE SPAGHETTI Z CZOSNKOWYMI KREWETKAMI W BIAŁYM WINIE

Znowu walczyliśmy razem z Marcinkiem. I znowu na jego terenie. Ale tym razem na moich warunkach. Dlatego też zaserwowałam czosnkowe krewetki w sosie z białego wina i masła. Tak, dokładnie, nie pomyliłam się. Było masło, i to w dużych ilościach, ale też czosnek i pełna witamin natka pietruszki. Ukłonem w stronę marcinkowych "zdrowych nawyków żywieniowych" był makaron razowy. Było pysznie! Nie martw się Marcinku, jedną bitwę można przegrać. Najważniejsze to wygrać całą wojnę!

Składniki:

paczka razowego spaghetti
500 g dużych krewetek (obrane z ogonkiem)
główka czosnku
pęczek natki pietruszki
1/3 kostki masła
butelka półwytrawnego białego wina
sól, pieprz

No co? Przecież publicznie zapowiadałam, że od kiedy odkryłam jego kulinarne zdolności, będę wpadać na obiadki znacznie częściej. A, że słowo się rzekło...
Bałam się, że się rozchorujemy od nadmiaru zdrowego jedzenia, więc postawiłam na swoim. Wcale nie było mi go tak trudno przekonać. Siła odpowiednio dobranych argumentów jest nieoceniona. A, że niektóre witaminy rozpuszczają się w tłuszczach i tylko gdy dostarczymy go wraz z pokarmem zostaną wchłonięte do naszego organizmu, szybko przystał na sos winno-maślany.
Krewetki kupiliśmy mrożone. Inna opcja jest raczej niemożliwa. Udało nam się znaleźć całkiem przyzwoite. Zresztą widać to na zdjęciach. Opłukaliśmy je pod bieżącą, chłodną wodą i zostawiliśmy na sitku do rozmrożenia. Później osuszyliśmy przy pomocy papierowego ręcznika i przystąpiliśmy do siekania czosnku i pietruszki. Czosnku i pietruszki ma być duuuuuużo!
W międzyczasie nastawiliśmy wodę na makaron. Użyliśmy razowego spaghetti i przyznam, że smakowało wyśmienicie. Do tej pory zawsze robiłam to danie ze zwykłym makaronem. Oba warianty są równie dobre, dlatego wybór pozostawiam Wam.
Na patelni rozpuściliśmy masło, dodaliśmy czosnek i po chwili krewetki. Smażyliśmy wszystko razem na wolnym ogniu. Gdy krewetki były już usmażone, przyprawiliśmy wszystko solą i sporą ilością świeżo mielonego pieprzu oraz dosypaliśmy siekaną pietruszkę. W tym momencie dolaliśmy wino. Oczywiście nie wlaliśmy na patelnię całej butelki. Było to raczej coś około dwóch kieliszków. Resztę wina się wypija, dlatego najlepsze jest takie, które nam smakuje. Nie jestem znawcą wina. Ja je po prostu piję. Do krewetek wybrałam Liebfraumilch. Wszystkim zapewne dobrze znane reńskie wino w niebieskiej butelce. Jeszcze nie spotkałam osoby, której by nie smakowało, dlatego nie obchodzi mnie co znawcy powiedzieliby na jego temat.
Po dodaniu wina sos mętnieje i gęstnieje i jak tylko taki się zrobi mieszamy go z ugotowanym al dente makaronem. Najlepiej w jakiejś dużej misce. Później każdy nakłada sobie ile chce. Najczęściej do pierwszych porcji wybieramy większość krewetek i dokładka to już praktycznie sam makaron. Zupełnie to nie przeszkadza. Nawet sam makaron jest świetny. Jak nie wierzycie zapytajcie Marcinka. On wsuwał sam makaron i tylko mu sie uszy trzęsły!
Powodzenia i smacznego!




wtorek, 22 maja 2012

WRAPY Z KURCZAKIEM I KOLENDRĄ


Życie jest zbyt krótkie, by jeść nudne jedzenie! Dlatego prezentuję alternatywę dla nudnej kanapki. Piękną, kolorową,  zdrową i aromatyczną wrapę z kurczakiem, warzywami i sosem kolendrowym. Za sprawą soczystych warzyw i pysznego sosu, jest nieziemska! Sosik cieknie po brodzie, sałata chrupie a kolendra i czosnek łaskoczą kubki smakowe! Pycha!

Składniki:

2 pszenne tortille
pierś z kurczaka (1połówka)
sałata
ogórek
pomidor
mały kubek gęstego jogurtu naturalnego
ząbek czosnku
kilka gałązek świeżej kolendry
sól, pieprz, chilli
oliwa

Jedną nawet nie ma co drażnić żołądka, dlatego od razu podaję składniki na dwie :)
Proponuję zacząć od sosu, żeby smaki się połączyły. Jogurt mieszamy z wyciśniętym przez praskę czosnkiem i posiekaną kolendrą. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem i odstawiamy.
Teraz kura. Kroimy ją na kawałeczki/paseczki, oprószamy solą, pieprzem i chilli i obsmażamy na odrobinie oliwy. Można też ugrillować w jednym kawałku, ale pokrojona zrobi się szybciej.
Na tortilli układamy umyte i osuszone liście sałaty, kilka plasterków ogórka i pomidora, kawałki kurczaka i polewamy obficie sosem jogurtowym. Kładziemy jeszcze po 2-3 gałązki kolendry, a następnie zwijamy tak, jak krokieta. Najpierw zawijamy dwa przeciwległe brzegi, a później rolujemy. Przekrawamy tortille w poprzek. Nie trzeba tego robić. Można po prostu zacząć jeść, ale ja bym sobie nie wydarowała, gdybym nie zobaczyła jak ślicznie i kolorowo wygląda w środku. Powodzenia i smacznego!



KRUCHE PRECELKI Z MAKIEM


Jak najlepiej przygotować się do Euro? Według mnie już teraz trzeba szukać pomysłów na to, co zaserwować do piwka w trakcie rozgrywek. Później nie będzie na to czasu. Ja na pewno zrobię precelki z makiem. Idealnie komponują się z browarkiem. Są kruche i fantastyczne! Ko-ko-ko-ko Euro spoko...

Składniki:

czubata szklanka mąki
100 g masła
1 jajko
2 łyżki śmietany
łyżka soli
mak


Precelki to bardzo prosta sprawa. Nie to co wygranie meczu dla naszej reprezentacji. Ale nie zagłębiajmy się teraz w umiejętności piłkarskie. Bardziej interesują nas kulinarne.
Ucieramy masło z mąką wymieszaną z solą, następnie dodajemy śmietanę oraz żółtko i zagniatamy ciasto. Wstawiamy je na godzinę do lodówki. Kawałki ciasta rolujemy w dłoniach tworząc cienkie rurki, a następnie zwijamy z nich precelki. Smarujemy roztrzepanym białkiem i posypujemy makiem. Układamy na blasze z papierem do pieczenia i wstawiamy do nagrzanego do 180 C piekarnika na około 10-12 minut. Powinny się lekko zarumienić. Proponuję jeszcze trochę potrenować przed mistrzostwami. Powodzenia i smacznego!







poniedziałek, 21 maja 2012

TARTA ZE SZPINAKIEM, ŁOSOSIEM I FETĄ


To połączenie powiedziałabym jest takie - modne. Modny i wszędzie obecny szpinak i jeszcze modniejszy łosoś. Przyznam, że zgrany z nich duet. W tej tarcie wędzony łosoś pluska się w towarzystwie fety w morzu przyprawionego czosnkiem szpinaku. Sam szpinak, by się nie przemęczać, spoczywa na kruchym spodzie. A gdzie im wszystkim razem będzie najlepiej? Oczywiście na moim talerzu ;)

Składniki:

200 g mąki pszennej
100 g masła
3 jajka
1,5 opakowania mrożonego szpinaku
150 g wędzonego łososia
ser feta (twardy)
6 ząbków czosnku
sól, pieprz
oliwa z oliwek

Ja najwyraźniej jestem tartomaniaczką. Mogłabym je robić i jeść na okrągło. Na słodko czy na słono, nie ma to znaczenia. No ale czy jest w tym coś złego? Patrząc na efekty, to widzę tylko dobre rzeczy. Powiedziałabym więcej: bardzo pyszne rzeczy.
No to jak na wytrawną tartę przystało, trzeba zagnieść i upiec kruche ciasto. Mąkę mieszamy z posiekanym masłem i szczyptą soli. Rozcieramy masło w palcach, następnie wbijamy jedno jajko i zagniatamy jednolite ciasto. Jeżeli wydaje nam się, że ciasto jest zbyt "tępe" i trudno je zagnieść, proponuję dodać łyżkę lub dwie wody. Gotowym ciastem wylepiamy natłuszczoną formę, ja tym razem użyłam prostokątnej, nakłuwamy  ciasto widelcem i wstawiamy do lodówki. Piekarnik w ruch! A gdy się nagrzeje do 180 C wstawiamy do niego ciasto na 15 minut. Pamiętajmy by przed wstawieniem do piekarnika, wyłożyć ciasto papierem do pieczenia i obciążyć fasolą lub grochem. W ten sposób unikniemy pęcherzy w cieście.Po upieczeniu spodu najlepiej odstawić go do wystygnięcia.
W międzyczasie na niewielkiej ilości oliwy podsmażamy wyciśnięty przez praskę czosnek. Dodajemy do niego szpinak i doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Dusimy na wolnym ogniu, aż szpinak się rozpuści i odparujemy nadmiar wody. Studzimy go.
Z pozostałych dwóch jajek oddzielamy żółtka od białek. Żółtka dodajemy do szpinaku i dokładnie mieszamy, a białka ubijamy na sztywną pianę. Łączymy szpinak z białkami, porcjami dodając pianę do szpinaku. Wylewamy masę na upieczony spód. Na wierzchu układamy kawałeczki łososia i fety. Wciskamy je w szpinakową masę. Najlepsza jest twarda feta. Może być też ta pokrojona w kosteczkę. Ja wolę jednak kupić w kawałku i pokruszyć ją w palcach.Wstawiamy całość do piekarnika i pieczemy około 25-30 minut. Kawałki fety powinny być przyrumienione. Powodzenia i smacznego!






sobota, 19 maja 2012

POLĘDWICZKA WIEPRZOWA Z ORZECHAMI WŁOSKIMI W SOSIE MIODOWO-MUSZTARDOWYM


Już od dłuższego czasu chodził za mną taki typowy domowy obiadek. Jakieś mięsko w sosie z kaszą i surówką. Kura mi się przejadła ostatnio, dlatego wybór padł na polędwiczkę. Do sosu miodowo-musztardowego pasowała idealnie, a smak i aromat orzechów włoskich uczynił ją czymś wyjątkowym. Do tego prosta surówka. Pekinka, słodkie pomidorki i kiełki rzodkiewki skropione bazyliową oliwą. Mniam!

Składniki:

1 polędwiczka wieprzowa
garść orzechów włoskich
2 łyżki musztardy
łyżka miodu
mąka do obtoczenia
3-4 łyżki oliwy z oliwek
sól, pieprz
kasza jęczmienna

Surówka:

kapusta pekińska
pomidorki koktajlowe
kiełki rzodkiewki
oliwa bazyliowa
świeżo mielony pieprz

Cały tydzień miałam zabiegany i w weekend też nie znalazłam nawet chwili by odpocząć. No ale przecież nie mogłam sobie darować i pierwszą wolną godzinę, jaką znalazłam, musiałam spędzić w moim królestwie. Tak mi się chciało coś ugotować i zjeść, coś takiego domowego, po czym wylizuje się talerz. No więc zrobiłam polędwiczki wieprzowe w sosie miodowo - musztardowym z orzechami włoskimi.
Z polędwiczki usunęłam najpierw tę białą błonę i pokroiłam ją w plastry o grubości około 0,5 cm w poprzek włókien. Każdy plasterek rozbiłam delikatnie pięścią i oprószyłam solą i pieprzem a następnie obtoczyłam w mące.
Na patelni dobrze rozgrzałam oliwę i wrzuciłam do niego orzechy włoskie. Ja smażę na oliwie z oliwek. To jest chyba taki nawyk, który pozostał mi po czasie mieszkania w Grecji. Tam praktycznie nie używa się innego tłuszczu roślinnego. Jak ktoś nie jest przekonany, może smażyć na oleju rzepakowym lub słonecznikowym.  Smażyłam te orzechy przez chwilę, aż zaczęły porządnie skwierczeć i oddały oliwie swój orzechowy aromat. W obawie przed przypaleniem wyjęłam je z tłuszczu na talerzyk i na tej samej oliwie zaczęłam smażyć obtoczone w mące polędwiczki. Z obu stron, szybko, tak by tylko trochę się przyrumieniły. Z powrotem wsypałam orzechy, dodałam musztardę i miód oraz filiżankę wody, wymieszałam i dusiłam na wolnym ogniu aż powstał apetyczny sosik.
Zrobiłam do tego surówkę z posiekanej kapusty pekińskiej i pomidorków koktajlowych oraz kiełków rzodkiewki. Wymieszałam je razem, oprószyłam świeżo zmielonym pieprzem i skropiłam oliwą bazyliową. Podałam z kaszą jęczmienną. Każda inna kasza też by była pyszna. I ziemniaki też ;)
Wyszła porcja dla 2 bardzo głodnych lub 3 normalnie głodnych osób.
Powodzenia i smacznego!


czwartek, 17 maja 2012

TARTA Z TRUSKAWKAMI W GALARETCE I KREMEM Z BIAŁEJ CZEKOLADY


Czekałam cierpliwie cały rok, czekałam, aż w końcu się doczekałam. Już są! Moje ukochane truskawki. Nasze, polskie, słodkie i pachnące. Boże, jak ja je uwielbiam! Skoro sezon truskawkowy 2012 rozpoczęty, to koniecznie trzeba to uczcić! Najlepiej czymś z truskawkami - no bo przecież nie inaczej. Chociażby taką tartą z lekkim śmietanowym musem z białej czekolady i truskawkami zatopionymi w galaretce - oczywiście truskawkowej. Po czymś takim na pewno przestaniecie się przejmować, że niebo ma nadal kolor brudnej ścierki do podłogi!

Składniki:

200 g mąki pszennej
100 g schłodzonego masła
1/2 szklanki brązowego cukru
1 jajko
szczypta soli
200 ml śmietany kremówki (dobrze schłodzonej)
tabliczka białej czekolady
ok. 20-25 truskawek
1 galaretka truskawkowa

Punktem wyjścia do przygotowania tej tarty jest kruche ciasto. Dlatego zaczynamy od wymieszania mąki z cukrem i szczyptą soli. Świetnie sprawdził się cukier brązowy, więc rekomenduję jego użycie, ale z braku laku, może być też normalny cukier. Do mąki dodajemy posiekane zimne masło i rozcieramy w palcach. Następnie wbijamy jajko i szybko zagniatamy jednolite ciasto. Jak na kruche ciasto przystało, formujemy z niego kulę i wstawiamy na godzinę do lodówki.
W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do 180 C.
Po wyjęciu ciasta z lodówki wylepiamy nim równomiernie formę do pieczenia i nakłuwamy widelcem. Na ciasto kładziemy papier do pieczenia i wysypujemy fasolę lub groch by obciążyć ciasto podczas pieczenia i nie pozwolić na powstanie pęcherzy. Pieczemy 15 minut w nagrzanym piekarniku, po czym usuwamy papier z fasolkami i odstawiamy spód do ostygnięcia.
Galaretkę rozpuszczamy w połowie wody podanej w sposobie przyrządzenia i odstawiamy by ostygła, od czasu do czasu mieszając.
Czekoladę rozpuszczamy. Jeżeli robimy to w kąpieli wodnej najlepiej dodać ze dwie łyżki kremówki. Szybciej i łatwiej się rozpuści. Ja rozpuszczam ją w mikrofalówce. Trwa to dosłownie kilkanaście sekund a czekolada rozpuszcza się idealnie. W czasie gdy czekolada się studzi ubijamy na sztywno kremówkę, a następnie dodajemy porcjami płynną czekoladę. Mieszamy do uzyskania jednolitego kremu/musu i wylewamy go na upieczony spód. Jeżeli jest wystarczająco sztywny i utrzyma truskawki można je ułożyć od razu. Jeżeli nie, najlepiej wstawić tartę na kilka minut do lodówki i dopiero po chwili układać na niej połówki truskawek. Całość zalewamy jeszcze galaretką truskawkową. Powinna być zimna i już prawie gęstniejąca. Tarte wstawiamy do lodówki na całą noc. Po takim czasie jest najlepsza bo kruchy spód nie jest już wcale taki kruchy, jest idealny ;)
Nieskromnie powiem, że udało mi się to połączenie.
Powodzenia i smacznego!


środa, 16 maja 2012

MAKARON CAMPANELLE Z TUŃCZYKIEM


Czasami trzeba działać szybko. Jak nie mam czasu ani na wymyślanie dania, ani na jego przygotowanie, ani tymbardziej na zakupy gdziekolwiek poza sklepikiem pod domem, to wiadomo, że będzie makaron. No ale zaraz. Wcale nie oznacz to, że nie będzie smacznie. Makaron z tuńczykiem, pomidorami i cukinią zawsze się obroni. Musi po prostu być dużo dobrze doprawionego sosu i jakiś makaron. Rurki i świderki są nudne, dlatego będzie campanelle!

Składniki:

1/2 opakowania makaronu campanelle
puszka siekanych pomidorów bez skórki
cukinia
puszka tuńczyka w kawałkach (ja daję w sosie własnym)
cebula czerwona
4 ząbki czosnku
chilli, pieprz, oregano, sól
szczypta cukru
oliwa z oliwek

Od początku do końca wszystko robi się tyle, ile gotuje się woda na makaron i później sam makaron.
Oczywiście gotujemy go al dente w osolonej wodzie z dodatkiem oliwy z oliwek.
Kocimi ruchami siekamy czosnek i cebulę i podsmażamy je na oliwie z oliwek. Dorzucamy pokrojoną w półplasterki cukinię i oprószamy solą. Dusimy na wolnym ogniu 3-4 minuty, by warzywa zmiękły. Dodajemy pomidory i doprawiamy do smaku chilli, pieprzem, oregano i solą. Koniecznie dodajemy szczyptę cukru dla złagodzenia kwaskowego smaku pomidorów, mieszamy i dusimy na wolnym ogniu. W sezonie pomidorowym zalecam zamianę pomidorów z puszki na świeże, pozbawione skórki i posiekane pomidory, sztuk 3.
Gdy odcedzimy już makaron to jest to czas na dodanie do sosu tuńczyka. Odcedzam go z wody i dodaję duże kawałki. Mieszam sos z makaronem bardzo delikatnie, bo nie chcę, żeby tuńczyk się rozleciał. Jakby mi na tym nie zależało, to dodałabym te rozdrobnione wióry. Nie cierpię ich. Kawałki tuńczyka mają być spore i widoczne, przynajmniej u mnie.
Szybko się robi i szybko się zjada!
Powodzenia i smacznego!


wtorek, 15 maja 2012

MUFFINKI ORZECHOWE


Nie dam się tej zołzie!
Zimna Zośko zgiń! Przepadnij! Zrujnowałaś wszystkie moje plany na dzisiaj. Miało być tak fajnie na łonie natury, tymczasem z resztek porannego słońca nie zostało już nic i temperatura najwyraźniej też zapomniała, że miała wzrosnąć. No to co, zostaje w domu i na poprawę humoru robię muffinki :) Będą pyszne, z orzechami włoskimi, brązowym cukrem i odrobiną pszennych otrębów. Na wierzchu każdej położę jeszcze po połówce orzecha. Jak się przyrumieni podczas pieczenia, będzie rewelacyjny.

Składniki:

2 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki otrębów pszennych
szklanka siekanych orzechów włoskich + 12 połówek
1/2 szklanki brązowego cukru
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
2 jajka
szklanka kefiru
100 ml oleju roślinnego

Skoro pada i nigdzie się już dziś nie wybiorę, to może chociaż posprzątam trochę. Skoro już o domowych obowiązkach mowa i sprzątaniu, to ja uciekam do kuchni robić muffinki. Jak już się "samo" posprząta to tak przyjemnie będzie się zrelaksować przy muffinkach.
Zaczynam od włączenia piekarnika. Ma się nagrzać do 180 C.
W jednej misce dokładnie mieszam razem mąkę, otręby, proszek do pieczenia, cukier, sól i siekane orzechy, czyli tzw. składniki suche. Orzechy mogą być też mielone. Ja je grubo siekam gilotynką do ziół. Można też po prostu użyć noża lub wałka do ciast. Cokolwiek można z nimi zrobić, mają być pokruszone.


W drugiej misce mieszam dokładnie składniki mokre, czyli kefir, jajka i olej. Później przelewam mokre składniki do suchych i mieszam byle jak, by składniki się połączyły.
Formę do muffinek wykładam papilotkami i rozkładam ciasto na 12 porcji. Ja zawsze rozkładam całą masę. Wiem, że wystarczy nałożyć 3/4 wysokości papilotek, no ale co zrobić jak zostaje trochę więcej? Zresztą lubię jak muffinki mają ten piękny grzybek.
Na wierzchu każdej babeczki układam jeszcze połówkę orzecha i wstawiam do piekarnika na 25 minut.



(20-kilka minut później)
Teraz Zośko możesz sobie być plugawa, szaro-bura, zimna i deszczowa. Dzięki Tobie właśnie wgryzam się w jeszcze ciepłą muffinkę. I to już drugą!
Powodzenia i smacznego!


poniedziałek, 14 maja 2012

DORSZ GOTOWANY NA PARZE Z BAKŁAŻANEM


Takie rewizyty lubię najbardziej. Pyszne i zdrowe! Produkty najlepszej jakości z pobliskiego bazarku, a na dodatek potrawy przyrządzone na parze. Mięciutki i soczysty dorsz, młode gotowane ziemniaczki i bomba witaminowa w postaci surówki. I to nie koniec, bo był jeszcze świeżo wyciskany sok - marchewka, jabłko, pomarańcza. Ale mnie uraczyłeś Marcinku :) Dziękuję. I zapowiadam, że będę wpadać do Ciebie częściej. Teraz, skoro już wiem jaki z Ciebie zdolniacha, masz to jak w banku ;)

Ależ to wszystko było pyszne. I jakie zdrowe. No ale tak właśnie jest najczęściej, że dopiero jak zacznie nam coś dolegać to zaczynamy przykładać większą wagę do tego co jemy. Tak Marcinku, w twoim przypadku te słowa sprawdzają się w stu procentach. A kiedyś śmiałeś się ze mnie, że wcinam zieleninę jak jakiś królik. Żyć bez majonezu nie mogłeś i nie znałeś smaku jogurtu naturalnego. Teraz normalnie jest z Ciebie zupełnie inny człowiek. Byłam ogromnie zaskoczona - oczywiście pozytywnie - tym co przygotowałeś dla nas do jedzenia. Tylko proszę Cię nie zwariuj za bardzo i nie zostań kurą domową! Każdy inny, tylko nie Ty! Ty masz ode mnie zakaz! Ty masz pozostać sobą!

No a było tak, że dorsz ugotował się na parze w obecności ziół, cytryny i bakłażana. Ale zanim się ugotował został oprószony pieprzem cytrynowym i czarnym, solą, bazylią i ziołami prowansalskimi. Na każdym filecie ułożone zostały plasterki obranego ze skóry bakłażana i plasterek cytryny. Z bakłażana usunięta została skórka, bo była strasznie twarda i woleliśmy nie ryzykować. Dorzucone też zostały gałązki natki pietruszki i gdzieniegdzie kawałki selera naciowego. Całość skropiliśmy olejem lnianym. Na czas obierania ziemniaków wstawiliśmy przygotowaną rybę do lodówki aby przeszła przyprawami. Z początkowego zamiaru zrobienia ziemniaczanego purre szybko zrezygnowaliśmy. Ono przecież całkowicie nie pasowałoby do reszty, bowiem purre = ziemniaki + masło - blee!


Tak więc nastawiliśmy ziemniaki by się gotowały i równocześnie rybę. Marcinek posiada to cudowne, trzypiętrowe urządzenie do gotowania na parze. Jest fantastyczne. Wszystko robi się samo i nie ma mowy, że coś może się nie udać czy przypalić. Rewelacja! Jeśli ktoś się zastanawia nad kupnem to zdecydowanie polecam-y, bo Marcinek oczywiście też ;)
Rybka wyszła cudowna, sami zobaczcie:


Do zdrowej rybki była jeszcze zdrowa surówka. Same witaminki normalnie. Posiekana sałata lodowa, ogórek, pyszne pomidory malinowe, oczywiście obrane ze skórki, seler naciowy i kiełki brokuła i słonecznika. No i jeszcze  posiekany pęczek natki pietruszki i dwa ząbki czosnku. Kiełki słonecznika wyjadaliśmy, a nawet wyrywaliśmy sobie z rąk, jak jakieś chipsy, z tym, że o wiele zdrowsze. Surówkę doprawiliśmy jogurtem naturalnym wymieszanym z łyżeczką miodu, octem balsamicznym, solą, pieprzem i ziołami prowansalskimi. Przepyszota!


A na deser był pyszny soczek. Świeżutki, słodziutki, wyciskany na bieżąco. Marchewek nawet nie trzeba obierać, wystarczy je dobrze wyszorować. Pomarańcze i cytryna były obrane ze skórki, natomiast z jabłek wykroiliśmy tylko gniazda nasienne. W skórce jest przecież najwięcej witamin.
Sprzęt, który mieliśmy radzi sobie ze wszystkim. Solidna radziecka robota. Podejrzewam Marcinku, że to jakiś twoj równolatek. Ale nic przecież nie mówię, spisał się na medal!


To była prawdziwa uczta!
Czyli co Marcinku, zachęcony wygraną walką z cholesterolem, nie zaserwujesz mi już nigdy domowego hamburgera po północy, ani deseru lodowego z morzem bitej śmietany po tym jak przybiegłam do Ciebie po dwóch godzinach spędzonych na siłowni?
Nic nie szkodzi.
A co serwujesz jutro?
Bo jak coś podobnego, do tego dorsza, to jestem ;)

Składniki:

0,5 kg świeżych filetow z dorsza
cytryna
bakłażan
pieprz czarny, pieprz cytrynowy, sól, bazylia, zioła prowansalskie
natka pietruszki
olej lniany
ziemniaki

Sałatka:

1/2 główki sałaty lodowej
ogórek
2 malinowe pomidory
4 gałązki selera naciowego
kiełki brokuła
kiełki słonecznika
pęczek natki pietruszki
2 ząbki czosnku
jogurt naturalny (mały kubek)
kilka kropel octu balsamicznego
łyżeczka miodu,
sól, pieprz, zioła prowansalskie

Sok:

3 pomarańcze
3 jabłka
5 średnich marchewek
ćwiartka cytryny

sobota, 12 maja 2012

RAFFAELLO


Te domowe pralinki, wzorowane na, wszystkim nam dobrze znanych pysznościach od Ferrero, rozpływają się w ustach. Tak jak oryginał w samym sercu mają migdał i obtoczone są kokosowymi wiórkami. Ach ten smak...

Składniki:

250 g wiórek kokosowych + do obtoczenia
3/4 kostki masła
2,5 szklanki pełnotłustego mleka
1/2 szklanki cukru
1 budyń śmietankowy
paczka migdałów

Do zrobienia tych pralinek całkowicie zainspirowała mnie masa kokosowa, którą niedawno robiłam do kokosowej tarty i oczywiście oryginalne Raffaello od Ferrero, za którym przepadam. Nie jest to kopia, a raczej coś o podobnym kształcie i smaku. Całkowicie przyznaję się do skopiowania nazwy. Po prostu nie wyobrażam sobie by można było coś takiego nazwać inaczej. Za to konsystencja masy jest zupełnie inna, o wiele bardziej "stała" i w moim raffaello nic, poza migdałem, nie chrupie. Nie ma w nim żadnego wafelka.
No to zabieramy się do pracy. Do rondelka wlewamy 2 szklanki mleka, wsypujemy 250 g wiórek kokosowych i cukier i ciągle mieszając gotujemy przez 20 minut. Po tym czasie dodajemy masło i mieszamy aż się całkowicie rozpuści (do tarty tak jak pisałam można dać mniej masła, natomiast do pralinek radzę nie zmniejszać jego ilości). Rondelek pozostawiamy cały czas na małym ogniu i dodajemy budyń rozpuszczony w połowie szklanki mleka. Energicznie mieszamy i doprowadzamy do zagotowania. Następnie najtrudniejszy element z przygotowania pralinek, mianowicie czekanie, aż masa ostygnie i zgęstnieje. Najlepiej masę o temperaturze pokojowej wstawić do lodówki na całą noc. No cóż, nie ma innego wyjścia i trzeba czekać. Jeżeli nie całą noc to przynajmniej kilka godzin.
Migdały zalewamy wrzątkiem i zostawiamy na chwilę, by skórka namiękła i dała się łatwo usunąć.
Gdy masa jest zimna i twardawa formujemy pralinki. Do środka każdej wkładamy po obranym migdale i rolujemy w dłoniach tworząc idealnie okrągłe kulki.Wielkość może być jaka chcecie. Odradzam jednak zbyt duże kulki i myślę, że fachowcy pracujący nad wielkością oryginalnego raffaello zrobili dobrą robotę - ich rozmiar wydaję się idealny!
Każdą kulkę obtaczamy w wiórkach kokosowych i ponownie schładzamy w lodówce.
Powodzenia i smacznego!


piątek, 11 maja 2012

JAJKO W ZIEMNIAKU NA SZPINAKU



No i znowu jajka. Doskonale wiem, że mają mnóstwo zwolenników i z pewnością kolejne propozycje ich podania przydadzą się niejednemu z Was. Miałam taki czas, że przyrządzałam je w czymś. Wbijałam je w co się dało i zapiekałam, pycha! Takim sztandarowym połączeniem jest oczywiście jako + szpinak. Sami zobaczcie.

Składniki:

4 jajka
2 duże ziemniaki
4 ząbki czosnku
opakowanie mrożonego szpinaku
łyżka oliwy
sól, pieprz, chilli

Takimi specjalnymi śniadaniami raczę się zazwyczaj tylko w weekendy, kiedy nie muszę się tak bardzo spieszyć i mogę się całkowicie oddać swojej pasji. Oczywiście zazwyczaj są jakieś ograniczenia w postaci braku składników, ale jako, że lubię eksperymentować, to zawsze coś wyczaruję z tego co akurat jest. Tym razem dużego wyboru nie miałam, więc kombinowałam jak się dało i nieskromnie przyznam, że wyszło super.
W zamrażalniku miałam szpinak, w lodówce jak zawsze jajka i znalazły się jeszcze ziemniaki. A, że ziemniaki były dość spore i w sam raz by zmieścić w sobie jajko, dosłownie po chwili gotowały się już wyszorowane w mundurkach. Całe szczęście, że nie umierałam z głodu więc gdy ziemniaki się gotowały ja zabrałam się za przygotowanie szpinaku. Najpierw podsmażyłam na oliwie wyciśnięty przez praskę czosnek, dodałam szpinak, doprawiłam solą i pieprzem i chilli i dusiłam go na wolnym ogniu aż się rozpuścił i wyparowała woda.
Ziemniaki po ugotowaniu i delikatnym przestudzeniu przekroiłam wzdłuż i wydrążyłam łyżeczką, tak, by powstały ziemniakowe miseczki.
Tu oczywiście nasuwa się pomysł, by takie ziemniaki ugotować wcześniej, na przykład poprzedniego dnia. No ale u mnie wszystko jak zwykle było niezaplanowane i jak większość mojego gotowania spontaniczne. Więc ziemniaki się gotowały, szpinak się dusił, piekarnik nagrzewał, a ja w międzyczasie gadałam przez telefon, nastawiałam pranie - takie tam zwykłe poranne, weekendowe czynności.
Reszta to oczywiście prościzna. Wbijamy jajko do każdej ziemniakowej miseczki, doprawiamy do smaku solą i pieprzem i wstawiamy do piekarnika, który podczas mojej kilkunastominutowej rozmowy telefonicznej, zdążył się idealnie nagrzać do 180 C. Gdy jajka były już delikatnie ścięte, tak jak najbardziej lubię -  z płynnymi żółtkami, wyjmujemy je z piekarnika.
Na talerz nakładamy szpinak a na nim jajka w ziemniakach, no i mamy jajka w ziemniaku na szpinaku! Powodzenia i smacznego!


wtorek, 8 maja 2012

SAŁATKA Z WĘDZONYM KURCZAKIEM



Wiosna już pełną gębą, lato coraz bliżej, więc czas najwyższy pomyśleć o sylwetce. Ja się przerzucam na sałatki. Jako, że roślinożerca ze mnie taki sobie i bez mięsa żyć nie mogę do sałatek dorzucam zazwyczaj jakieś mięsiwo. Tym razem proponuję kurczaka wędzonego, jajko i lekki dressing jogurtowy. A najważniejsza zasada to żeby było kolorowo!

Składniki:

1 opakowanie mieszanki sałat
wędzone udko kurczaka
2 jajka ugotowane na twardo
pomidor
2 korniszony

Dressing:

jogurt naturalny
miód
musztarda
koperek
sól, pieprz


Wszyscy wiedza, że robienie sałatek to nic trudnego. Ja najczęściej przy wyborze składników kieruję się zasadą "na winie", czyli co się nawinie i jest akurat w lodówce ląduje w sałatce. Oczywiście nie wszystko do siebie pasuje i zachowanie zdrowego rozsądku jest jak najbardziej wskazane. 
Bazą do każdej mojej sałatki jest zielenina. Nie mam tu jakiś specjalnych upodobań i w zależności od pory roku przeważa sałata masłowa, lodowa lub po prostu gotowa mieszanka sałat. 
Tak więc opakowanie mieszanki sałat, której w większości przypadków nie trzeba już nawet płukać, przełożyłam do miski i posypałam pozostałymi składnikami: ćwiartkami jajek ugotowanych na twardo, plasterkami korniszonów, kawałkami pomidora i składnikiem wiodącym - wędzonym kurczakiem. Trochę było z nim zabawy, bowiem nabyłam wędzone udko, tak więc usunęłam najpierw skórę, wszystko co wydawało mi się zbyt tłuste i podzieliłam mięso na niewielkie kawałeczki.
Równie ważnym składnikiem sałatki jest sos. Do tej pasował mi akurat lekki sos jogurtowy. Lubię jak żółtko tak rozmazuje się w tym sosie. Połączyłam mały kubek jogurtu z łyżeczką miodu i musztardy, siekanym koperkiem oraz solą i pieprzem i wszystko dokładnie wymieszałam. Na końcu polałam sałatkę dressingiem. Oczywiście ilość składników można dowolnie modyfikować. Z podanych przeze mnie proporcji wyjdzie porcja dla 2 osób. Powodzenia i smacznego!



niedziela, 6 maja 2012

TARTA Z MUSEM Z MASŁA ORZECHOWEGO


Majówka, majówka i po majówce. Fajnie tak było sobie dla odmiany nie pracować, smakować świat i zwiedzać. Teraz niestety czeka nas powrót do codzienności. Jutro ten okrutny i wstrętny poniedziałek. Mam pomysł co zrobić, by złagodzić trochę ten szok. Najlepiej zrobić sobie coś pysznego do jedzenia. Na przykład tartę z musem z masła orzechowego. W międzyczasie można jeszcze powyjadać łyżką masło orzechowe prosto ze słoika. Ono zawsze poprawia nastrój.

Składniki:

250g ciasteczek oreo
50g miękkiego masła
1/2 słoika masła orzechowego
1 opakowanie serka philadelphia
1 kubek śmietany kremówki
2-3 łyżki cukru pudru

Skoro od jutra tylko praca i praca to obiecuję, że przy tej tarcie się nie napracujecie. Znowu jest to pozycja nie wymagająca pieczenia. Wystarczą mikser i rozdrabniacz, które wszystko zrobią za nas. Nasza najważniejsza rola to oblizywanie łyżki i miski.
Spód robi się z rozkruszonych ciasteczek z miękkim masłem. Najlepiej  utrzeć wszystko razem przy pomocy rozdrabniacza, a następnie wylepić formę powstałą masą i wstawić do lodówki.
Teraz do akcji wkracza mikser, który ubija na jednolitą masę serek philadelphia z masłem orzechowym i cukrem pudrem. Ten sam mikser zabiera się następnie za ubicie śmietany. Na pewno sobie z tym świetnie poradzi jeżeli śmietana będzie dobrze schłodzona.
Teraz nasza kolej. Odkładamy odrobinę śmietany do dekoracji (jak widać na zdjęciu mi dekorowanie nie wyszło jakoś rewelacyjnie - chwilowy brak sprzętu, - i skończyło się na nieudolnej improwizacji przy pomocy woreczka foliowego), a do reszty porcjami dodajemy masę orzechowo-serkową i mieszamy do uzyskania jednolitej konsystencji.
Gotową masę wykładamy na przygotowany wcześniej spód, wygładzamy, wylizujemy łyżkę i wyjadamy resztki musu z miski, dekorujemy bitą śmietaną (lub przynajmniej próbujemy dekorować, jak w moim przypadku) i wstawiamy do schłodzenia do lodówki. No właśnie, tylko na ile?
-Na tyle, na ile jesteście w stanie czekać ;)
A jeśli dacie rade to czekajcie cała noc.