piątek, 28 września 2012

CIASTO SMERFOJAGODOWE


"Hej dzieci jeśli chcecie zobaczyć Smerfów las przed ekran dziś zapraszam Was. I telewizor włączcie, dźwięk podkręćcie i usiądźcie, zaczynamy nowy film!" Pamiętacie tę piosenkę? Za pomocą tej smerfowej tarty możecie znowu przenieść się w świat smerfów ;-)

Składniki:

175 g niebieskich pianek marshmallow w kształcie smerfów
125 ml mleka
1 kubek śmietany kremówki
70 g masła w temperaturze pokojowej
250 g ciastek owsianych
1/2 szklanki mrożonych jagód, dżemu z całymi jagodami lub jagód w syropie
1/2 łyżeczki żelatyny

Smerfowe pianki przeleżały swoje w szufladzie. Wymyśliłam to ciasto już jakiś czas temu. Takie miałam właśnie przeczucie, że smerfy dadzą piękny niebieski kolorek. Pierwowzorem była oczywiście Tarta z musem truskawkowym i piankami marshmallow. No cóż, lato się skończyło, jagód już dawno nie ma, a w końcu nadarzyła się okazja by je zrobić. Z brakiem jagód poradziłam sobie zaglądając po raz kolejny do mojej szuflady, gdzie znalazłam jagodowy dżem z całymi jagodami. Jeszcze lepszym pomysłem byłyby mrożone jagody, ale że lenistwo wzięło górę, to poprzestałam na tym co było. Na pierwszy rzut oka tarta może wydawać się skomplikowana do zrobienia, bo ma nietypowy kolor i ten hipnotyzujący wzorek, ale zapewniam, że nie ma nic bardziej mylnego. Ciasteczka owsiane należy rozkruszyć na miazgę i wymieszać z miękkim masłem. U mnie robi to rozdrabniacz. Wrzucam delikatnie pokruszone ciastka i masło, naciskam przycisk i po chwili mam masę, którą wylepiam formę do tarty. Na czas wykonywania kolejnych etapów ciacha wstawiamy ją do lodówki. Do rondelka wlewamy mleko, wsypujemy do niego pianki i ciągle mieszając podgrzewamy na bardzo małym ogniu. Mieszamy do całkowitego rozpuszczenia się pianek. Nie wolno doprowadzić do wrzenia i jeżeli tylko czujemy, że za chwilę może do tego dojść, a kawałeczki pianek są jeszcze widoczne, to zdejmujemy rondelek z ognia, nie przerywając mieszania. Odstawiamy niebieski płyn do ostygnięcia. W tym czasie ubijamy na sztywno dobrze schłodzoną śmietanę. Do śmietany porcjami dodajemy niebieskie mleko i delikatnie mieszamy do całkowitego połączenia się składników. Wylewamy masę do formy wylepionej ciasteczkami i na kolejną chwilę wstawiamy do lodówki. Jagody lub dżem jagodowy miksujemy dokładnie z połową łyżeczki żelatyny rozpuszczonej w dwóch łyżkach ciepłej wody. Przekładamy mus jagodowy do szprycy do kremów i wyciskamy wzorek na delikatnie zastygniętym już musie. Wzorek może być dowolny. Mnie najbardziej pasowała spirala. Trochę się bałam czy uda mi się ją równo zrobić. Wyszła nie najgorzej. Najlepiej wstawić całość na noc do lodówki.  Na dobra a teraz zapraszam do smerfnego świata na kawałek smerfojagodowego ciasta.
Powodzenia i smacznego!








A z takich oto właśnie smerfnych pianek marshmallow robi się smefrojagodowe ciacho ;-)

czwartek, 27 września 2012

PAŁKI Z KURCZAKA PIECZONE Z CZOSNKIEM I ROZMARYNEM


Bardzo prosta i w zasadzie samo robiąca się propozycja na pieczone pałki z kurczaka. Czosnek podczas pieczenia mięknie, po naciśnięciu łupinki sam wyskakuje i daje się idealnie rozsmarować na kawałkach mięsa, a rozmaryn chrupie i zostawia swój aromat na kubkach smakowych.

Składniki:

9 pałek z kurczaka
3 główki czosnku
2-3 gałązki rozmarynu
sól, pieprz
oliwa

Wczorajsze wyjście do kina zakończyło się żywą dyskusją na temat filmu, co świadczy jedynie o tym, jak dobre wrażenie zrobiła na nas ta pozycja. "Jesteś bogiem" to godny polecenia film. Nie będę bawić się w recenzenta, po prostu wysyłam wszystkich do kina. Warto. Czarownice ;-), z którymi byłam, są za to wyśmienitymi recenzentkami moich wpisów i nie rzadko konsumentkami potraw, za co im z całego serca dziękuję. Dlatego wcale mnie nie dziwi ich wczorajsze oburzenie wywołane dedykacją kopytek, nieobecnemu podczas naszego wspólnego posiłku (składającego się po części z kopytek), Kwapkowi. Dlatego też dzisiaj, zupełnie niewymuszona ;-), specjalna dedykacja dla Goszy i Paulinki. W pełni na nią zasłużyły, bowiem tylko dzięki nim obiad smakował tak wyśmienicie.
W kopytka co prawda bawiłam się sama, przed ich przyjściem i momentami miałam wrażenie, że "...czas kurczył się jak góralski sweterek po praniu..." (cytat z filmu) i że nie zdążę na czas, ale ostatecznie się udało.
A do kopytek zrobiłyśmy sobie pieczonego kurczaczka i jakąś tam surówkę. O ile przed ich przyjściem mogłam się dłubać i bawić w kuchni, to po zjawieniu się gości już nie wypada i dlatego danie było tak proste, że przygotowanie go zajęło aż całe trzy minuty (resztę robi piekarnik), a my mogłyśmy skupić się na opróżnianiu buteleczek wina. Kawałki kurczaka po opłukaniu natarłyśmy solą i pieprzem, ułożyłyśmy w naczyniu do zapiekania. W wolne przestrzenie wetknęłyśmy całe główki czosnku, ze ściętymi wierzchami oraz gałązki rozmarynu. Jeżeli łupinka czosnku wydaje się Wam za sucha wystarczy przed pieczeniem włożyć główki czosnku (w całości) do miseczki z wodą na 10-15 minut. Wtedy na pewno się nie przypalą. Skropiłyśmy wszystko delikatnie oliwą i wstawiłyśmy do piekarnika nagrzanego do 180 C na 45 minut. Po tym czasie pałki były już gotowe, ale dziewczyny chciały bardziej przyrumienione, więc włączyłam górną grzałkę na chwilę i okazało się za trzy-łykowa chwila była za długa i gdzieniegdzie kurczak się przypalił. Ale tylko minimalnie ;-) Początkowo miały obiekcje co do jedzenia czosnku, ale jak tylko spróbowały, to zakochały się w jego smaku. My jadłyśmy tego kurczaka z marchewkowymi kopytkami smażonymi na rozmarynowym maśle, ale można też z pieczonymi ziemniakami lub czymkolwiek innym. Było pyszne!
Powodzenia i smacznego!




środa, 26 września 2012

MARCHEWKOWE KOPYTKA Z ROZMARYNEM


Mięciutkie, aksamitne, rozpływające się w ustach. Od zwykłych kopytek odróżnia je też słodkawy marchewkowy posmak, czyniąc je jeszcze bardziej delikatnymi. Przyrumienione na rozmarynowym maśle, zyskują chrupiącą skórkę, bo przegryzieniu której dostajemy się do ich niesamowitego wnętrza.

Składniki:

1,5 kg ziemniaków
6 marchewek
1 jajko
1 kg mąki pszennej (potrzeba dużo mniej, ale najlepiej przygotować 1 kg)
1 łyżka mąki ziemniaczanej
natka pietruszki
4 ząbki czosnku
sól
masło
rozmaryn

Dzisiejszy wpis dedykowany jest specjalnie dla Kwapusia. Zgadałyśmy się wczoraj na czacie, że robiłam ostatnio kopytka i niebawem zamieszczę wpis. Na słowo kopytka iskierki zapaliły jej się w oczach. Oczywiście nie mogłam tego zobaczyć, ale normalnie czułam to ;-) Kwapku w tym roku Kartofel Ferien (i kilka następnych dni) możesz świętować jedząc kopytka. A tak zrobiłam moje:
ziemniaki ugotowałam w osolonej wodzie. Można je nawet delikatnie rozgotować. W osobnym garnku ugotowałam marchewkę. Zarówno do ziemniaków, jak i marchewki, do gotującej się wody dodałam po dwa ząbki czosnku. Odcedzone i przestudzone ziemniaki (razem z czosnkiem) przecisnęłam przez praskę. Z marchewki (i czosnku) zrobiłam papkę przy pomocy blendera. Dodałam drobniutko posiekaną natkę pietruszki i wymieszałam dokładnie na jednolitą masę. Podzieliłam masę na cztery równe części, odłożyłam  jedną część i uzupełniłam ją mąką pszenną (ziemniaki : mąka, 4:1), dodałam łyżkę mąki ziemniaczanej, szczyptę soli, wbiłam duże jajko i wyrobiłam ciasto kopytkowe. Na podsypanej mąką stolnicy zaczęłam rolować wałki z ciasta, potem je spłaszczałam dłonią i kroiłam na niewielkie kluseczki. Jeżeli masa jest zbyt luźna i nie daje się łatwo rolować, należy dodać więcej mąki. Wszystko zależy od rodzaju ziemniaków jakich używamy, dlatego nie da się podać sztywnych proporcji, trzeba to jakoś wyczuć. Kopytka gotowałam porcjami w osolonym wrzątku  przez niecałą minutę od momentu wypłynięcia ich na powierzchnię. Moje kluseczki były nieduże, większe trzeba gotować nieco dłużej. Najlepiej próbować czy są już ugotowane w środku i na tej podstawie dostosować czas gotowania. Zanim ugotowałam ostatnią porcję, pierwsza była już całkowicie zimna. Ale nie szkodzi, bo kopytka jadam tylko odsmażane. Na patelni rozpuściłam łyżkę masła, dodałam poobrywane z gałązki listki rozmarynu i smażyłam je chwilę by aromat rozmarynu przeszedł do masła. Dodałam kopytka i zrumieniłam je z obu stron. Proste i pyszne.
Kwapku powodzenia i smacznego!





wtorek, 25 września 2012

CZARNY MAKARON Z WĘDZONYM ŁOSOSIEM W ŚMIETANOWYM SOSIE


Czarny jak smoła makaron może kojarzyć się z czymś niebezpiecznym i egzotycznym, tymczasem jest delikatny i aksamitny w smaku i idealnie komponuje się z kremowym śmietanowym sosem o smaku wędzonego łososia.

Składniki:

250 g czarnego makaronu (można zastąpić klasycznym tagliatelle)
3 ząbki czosnku
100 g wędzonego łososia
400 ml śmietany 22%
szczypiorek
oliwa z oliwek
sól, pieprz
chilli w płatkach

Jest to ciekawa propozycja i z pewnością nie każdy da się namówić na spróbowanie takiego makaronu. Przywiozłam go z ostatniej wyprawy do Grecji. Pewnie się zdziwicie, ale Grecy spożywają ogromne ilości makaronów i rodzaje i kształty dostępne w tamtych sklepach są niezliczone. Prezentowany przeze mnie czarny makaron swój kolor zawdzięcza sepii - substancji otrzymywanej z mątwy, żyjącej w wodach Morza Śródziemnego. Wyglądem może odstraszać, ale w smaku jest naprawdę przyjemny i łagodny, mam wrażenie, że trochę bardziej śliski niż normalny makaron. Zazwyczaj serwuje się go z owocami morza. U mnie podany został z samodzielnie skomponowanym białym sosem i wędzonym łososiem. Makaron gotuje się standardowo w osolonej wodzie. Czas podany jest na opakowaniu i najlepiej trzymać się tej wskazówki. Przygotowanie sosu najlepiej zacząć od razu po nastawieniu wody na makaron, aby uniknąć sytuacji, że odcedzony makaron czeka na sos, obsycha i skleja się. A do przygotowania sosu potrzeba obsmażyć na  oliwie wyciśnięty przez praskę czosnek z płatkami chilli, dodać śmietanę i połowę wędzonego łososia pokrojonego w dosyć drobne kawałeczki oraz sól i pieprz. Zmniejszyć ognień do minimum, wsypać połowę posiekanego szczypiorku i doprowadzić do wrzenia. Łosoś w trakcie mieszania rozpada się, dlatego drugą połowę dodaje się już po wyłączeniu sosu lub bezpośrednio na talerzu. Odcedzony makaron polewa się sosem i posypuje szczypiorkiem. Jeżeli nie mamy ochoty na takie egzotyczne eksperymenty, czarny makaron można zastąpić normalnym tagliatelle.
Powodzenia i smacznego!






poniedziałek, 24 września 2012

SZARLOTKA Z CINI MINIS



Szarlotka nie jest tu dla nikogo zaskoczeniem, bowiem jesień pod jej znakiem stoi. Przyznaję, że samodzielnie jeszcze nigdy jej nie piekłam, bo w pięty sobie sama strzelać nie zamierzałam, a tak by właśnie zakończyła się konkurencja z mistrzowską wersją babuni. No ale, że babcia o dobrą setkę kilometrów oddalona, a torba jabłek z sadu od koleżanki czekała na swoją chwilę już kilka dni, to podjęłam się tego wyzwania. Szarlotkę upiekłam taką niby klasyczną, bo na kruchym spodzie - podrasowanym tylko troszkę owsianymi płatkami i otrębami - i z kruszonką. Tylko ciekawe czy ktoś się takiej cini minisowej kruszonki spodziewał?

Składniki:

Spód:

100 g zimnego masła
200 g mąki
1/2 szklanki cukru
2 łyżki płatków owsianych
2 łyżki otrębów pszennych
1 łyżeczka cynamonu
1 jajko

Prażone jabłka:

6-7 jabłek
2 łyżki cukru
1 łyżka masła
1 czubata łyżeczka cynamonu

Kruszonka:

1 szklanka płatków cini minis
2 łyżki płatków owsianych
2 łyżki masła
2 łyżki zagniecionego ciasta  (spodu szarlotki)

Było zimno, wiało, momentami zacinał deszcz. Było tak nieprzyjemnie na dworze, że postanowiłyśmy sobie darować nasz rytualny, cotygodniowy wypad do kina i najzwyczajniej na świecie kontynuować ploteczki w domu. Najfajniejsze bieżące filmy mamy już zaliczone, więc stwierdziłyśmy, że nic się nie stanie jeśli w oczekiwaniu na "Jesteś bogiem" zrobimy sobie przerwę. Zamiast filmu było jedzonko (o czarnym makaronie z łososiem napiszę już niebawem), a po jedzonku wypadałoby zaserwować deser. Tematów do obgadania było sporo, więc był czas by zagnieść ciasto, uprażyć jabłka i wrzucić całość do pieca. Na kawałek ciepłej szarlotki prosto z pieca można przecież chwilę poczekać. Ja bym była w stanie i pół wieczności poczekać ;)
Zapewniam, że nie schodzi się aż tak długo, bo po wymieszaniu mąki z cukrem, cynamonem, otrębami i płatkami, dodaniu posiekanego masła, roztarciu go w dłoniach, wbiciu jajka i zagnieceniu jednolitego ciasto, większość pracy mamy już za sobą. Formujemy z ciasta kulę, owijamy w folię i wstawiamy do lodówki, by w międzyczasie zająć się kruszonką i jabłkami. Najpierw kruszonka: kruszymy w dłoniach cini minis, dodajemy masło, płatki owsiane i urywamy kawałek ciasta z kuli, która znajduje się w lodówce. Wszystko razem mieszamy i ucieramy w dłoniach, zbijamy w kulę i też wstawiamy do lodówki. Teraz jabłka: obieramy je ze skórki, kroimy w kostkę i wrzucamy na patelnię z rozpuszczonym masłem. Doprawiamy cukrem i cynamonem i prażymy 5-7 minut, mieszając od czasu do czasu. Nagrzewamy piekarnik. Tortownicę wylepiamy ciastem. Ja zrobiłam też niewysokie brzegi. Na ciasto równomiernie wykładamy uprażone jabłka, a na wierzchu posypujemy kruszonką. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 170 C i plotkujemy przez następne 40 minut. Serwujemy na ciepło. Dobrze jest czasami złamać rutynę i zrobić coś zupełnie nowego ;) Babuniu myślę, że teraz mogę z Tobą powojować ;-)
Powodzenia i smacznego!




czwartek, 20 września 2012

TACOS Z KOLOROWĄ SALSĄ I GRILLOWANYM KURCZAKIEM


Urocza i kolorowa przekąska meksykańska. Taka ichniejsza kanapka chyba. Zamiast pieczywa kukurydziane taco. Do tego warzywa tyle, że zamiast w plastrach pokrojone w kostkę, kurczak, kukurydza i mój gwóźdź programu - marynowane papryczki jalapenos.

Składniki:

6 placków tacos (u mnie kukurydziane w kształcie muszelek)
grillowana pierś z kurczaka
1/2 puszka kukurydzy
1 czerwona papryka
marynowane papryczki jalapenos
1 duży pomidor
natka pietruszki
sok z cytryny
sól, pieprz

Ostatni weekend nie był dla mnie zbyt łaskawy. Bezlitośnie się ze mną obchodził. Czasu na sen nie było, więc na gotowanie tym bardziej. No ale jeść coś przecież trzeba. Byle kanapką się nie zadowolę, więc jak tylko udało mi się znaleźć chwilę przeszukałam moją magiczną szufladę i lodówkę. Przyznaję, że to co znalazłam i co z tego powstało wyglądało i smakowało super. Najpierw w oko wpadł mi słoik marynowanych papryczek jalapenos i moje, i tak już sfatygowane kubki smakowe, nie mogły się im oprzeć. Papryczki ukierunkowały mnie w stronę Meksyku, a że puszka kukurydzy jest w domu zawsze i znalazła się też czerwona papryka to sprawa było przesądzona. Tym bardziej, że miałam te rewelacyjne kukurydziane placki w kształcie muszelek. Jednak tygodnie tematyczne w supermarketach mają sens ;)
Posiekałam w kostkę paprykę, pomidora, kilka papryczek jalapenos i grillowanego kurczaka. Dodałam kukurydzę, siekaną natkę pietruszki, skropiłam sokiem z cytryny, doprawiłam solą i pieprzem i wymieszałam.
Każdą tortillę napełniałam taką salsą i chrupałam z uśmiechem na twarzy. Najwyraźniej miałam ochotę na bardzo pikantne jedzenie bo krążek papryczki dodawałam do każdego gryza. Chyba naprawdę coś było z moim smakiem, bo inna osoba konsumująca dostała niemalże wytrzeszczu oczu po pierwszym gryzie i to bez  extra papryczek. Dlatego ludziom o słabszych nerwach polecam zastąpić jalapenos zwykłą zieloną papryką.
Takie mam oto właśnie wspomnienia z ostatniego weekendu i już się boję kolejnego. A to już bliżej niż dalej;)
Powodzenia i smacznego!








środa, 19 września 2012

MELITZANOSALATA (DIP BAKŁAŻANOWY) Z GRILLOWANYM KURCZAKIEM


Główną rolę gra tu bakłażan. Mięso pozostaje w cieniu i nieważne czy jest to pierś z kurczaka czy karkówka. Chodzi przede wszystkim o podwędzany smak bakłażana, który na długo pozostaje w pamięci.

Składniki:

2 bakłażany
4 ząbki czosnku
natka pietruszki
oliwa z oliwek
ocet winny
sól, pieprz
pierś z kurczaka

Większość z moich znajomych nie przepada za bakłażanem. Wiem, że wynika to z tego, że nie wiedzą jak go jeść. Po spróbowaniu melitzanosalaty nie da się go nie lubić. Zrobienie tego dipu wymaga trochę zabawy, ale w zasadzie nie jest to nic skomplikowanego. Bardzo ważnym krokiem jest przypalenie skórki bakłażana, bo właśnie dzięki temu dip ma taki niesamowity i niepowtarzalny smak. Najlepiej zrobić to kładąc go na rozżarzonych węglach na grillu, ale jest też sposób na zrobienie tego w domu. A mówię Wam, że warto.
Ja w warunkach szaro-burego blokowiska zrobiłam melitzanosalatę, dokładnie taką, jaką pamiętam z greckiej rodzinnej biesiady.
Kupiłam dwa spore i pięknie wybarwione bakłażany i od razu wiedziałam, że zjem je w takiej właśnie postaci. Umyłam je, osuszyłam i zaczęłam opalać im skórkę na palniku gazowym. Na początku położyłam je na palnikach, a później nawet zdjęłam kratkę i przystawiałam je bezpośrednio do ognia. Trochę było mi nie w smak tak się nad nimi znęcać ale wiedziałam, że tylko dzięki temu uzyskam smak o jaki mi chodzi. Co chwilę je przekręcałam by jak najwięcej skórki było zwęglone. Później wstawiłam je do piekarnika nagrzanego do 200 C (grzałka góra-dół) na pół godziny. Najlepiej sprawdzać widelcem czy są już całkowicie miękkie. Po wyjęciu z piekarnika przekroiłam je wzdłuż i wydrążyłam cały miąższ łyżką. Nie szkodzi jeżeli jakieś małe kawałeczki zwęglonej skórki dostaną się do salaterki, dodadzą jeszcze więcej wędzonego aromatu. Miąższ rozdrobniłam widelcem, dodałam wyciśnięty przez praskę czosnek, posiekaną natkę pietruszki, odrobinę soli i pieprzu oraz po dwie łyżki oliwy z oliwek i octu winnego (może być sok z cytryny). Wszystko razem wymieszałam. Dip (w Grecji nazywają go sałatką) był gotowy. Ugrillowałam do niego oprószone solą i pieprzem kawałki piersi z kurczaka, ale równie dobrze smakowałby z karkówką, polędwicą lub innymi częściami kurczaka. Wyszło mi go dosyć sporo i reszta została zjedzona z grillowaną bagietką. Co ja sobie zrobiłam? Teraz jeszcze bardziej tęsknię za Grecją.
Powodzenia i smacznego!






piątek, 14 września 2012

BIAŁE KIEŁBASKI GRILLOWE ZAPIEKANE NA FASOLI W POMIDORACH


Ta propozycja to idealny przykład na pieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu. Fasola z marchewką, cukinią i pomidorami to propozycja dla wegetarian, a po dodaniu kiełbasek i zapieczeniu w piekarniku staje się idealnym daniem dla mięsożerców.

Składniki:

500 g fasoli "Jaś"
6 białych kiełbasek grillowych
2 cukinie
2 marchewki
2 cebule
6 ząbków czosnku
1 ostra papryczka
2 puszki krojonych pomidorów bez skórki
natka pietruszki
oliwa z oliwek
sól, pieprz, cukier


Tego dania nie zrobi się ot, tak po prostu. Fasolę trzeba namoczyć, najlepiej zalać ją wodą i odstawić na całą noc, dlatego lepiej wcześniej sobie wszystko zaplanować. Namoczoną fasolę gotujemy w tej samej wodzie, w której się moczyła, więc wody trzeba nalać do garnka dwa razy więcej niż fasoli (objętościowo). Ja do wody dodaję łyżkę soli i łyżeczkę cukru i gotuję na wolnym ogniu, aż fasola będzie miękka. Zajmuje to zazwyczaj około godziny. Jeżeli nie chcemy by skórka fasoli popękała, co dzieje się jeżeli gwałtownie wyjmiemy ugotowaną fasolę z wrzątku, najlepiej wyłączyć gaz i odstawić fasolę do przestygnięcia w wodzie, w której się gotowała. Marchewkę pokroiłam w drobną kostkę i obgotowałam kilka minut w osolonym wrzątku. Posiekany czosnek, papryczkę i cebulę przesmażyłam na oliwie i dodałam pokrojoną w kostkę cukinię. Doprawiłam do smaku solą i pieprzem i gdy cukinia zmiękła dodałam odcedzoną marchewkę oraz pomidory. Oczywiście teraz w sezonie pomidorowym można dodać świeże pomidory (4-5 szt obrane ze skórki i posiekane). W tym momencie doprawiłam potrawę odrobiną cukru, dosoliłam i sprawdziłam by była tak pikantna jak lubię.Gdy wszystkie warzywa były już miękkie dodałam odcedzoną fasolę oraz posiekaną matkę pietruszki. Pogotowałam wszystko razem kilka minut. W takiej postaci potrawa jest gotowa do spożycia. Wegetarianie mogą się zajadać. Ja jednak wolę jak jakieś mięsko śmignie mi po talerzu więc postanowiłam na tej fasolce zapiec kiełbaski. Fasolę przełożyłam do naczynia do zapiekania, na wierzchu położyłam kiełbaski i wstawiłam do nagrzanego do 180C piekarnika. Trzymałam je do momentu aż kiełbaski się przyrumieniły. Smakowało rewelacyjnie. A z podanych proporcji wyszło wszystkiego bardzo duuuuuużo. W sam raz dla dużej rodziny albo większej liczby swojaków, bo to raczej takie swojskie danie jest ;)
Powodzenia i smacznego!






czwartek, 13 września 2012

MAKARON LUMACONI Z FONTINĄ I POMIDORAMI



Jak słyszymy słowo makaron zraz na myśl nasuwają się pomidory. Makaron i pomidory bez bazylii obejść się przecież nie mogą, a towarzystwo czosnku i sera jest tak oczywiste, jak fakt, że po czwartku przychodzi piątek. A teraz wyobraźcie sobie, że wszystkie te składniki są razem zapieczone w małych jednoosobowych porcyjkach.

Składniki:

makaron lumaconi
pomidory
świeża bazylia
czosnek
ser fontina (lub jakiś inny)
sól, pieprz
oliwa z oliwek

Jak już wcześniej wspominałam podczas robienia lumaconi z grzybami leśnymi i kurczakiem część makaronu zwyczajnie nie zmieściła mi się do formy. Trzeba było na szybko coś wymyślić z czym problemu najmniejszego nie miałam. Połączyłam ze sobą bardzo podstawowe składniki: pomidory, czosnek, bazylię i ser. Był w domu jeszcze kawałek oryginalnej  fontiny przywiezionej z Doliny Aosty, skąd pochodzi ten ser i nie zawahałam się go użyć. Oczywiście można go zastąpić jakimkolwiek innym żółtym serem. Nie podaję ilości składników, bo proporcje mogą być dowolne. A więc ugotowany i odcedzony makaron już miałam (12 minut w osolonym wrzątku i przelany zimną wodą). Pomidory sparzyłam wrzątkiem by usunąć z nich skórkę, następnie je posiekałam, dodałam wyciśnięty czosnek (jeden ząbek na jednego pomidora wydaje mi się słuszną relacją), porwane na kawałeczki listki bazylii, łyżkę oliwy z oliwek oraz sól i pieprz. Makaron nafaszerowałam taką salsą, powtykałam kawałki sera i położyłam jeszcze gdzieniegdzie listeczki bazylii. Do każdej kokilki zmieściło mi się po trzy sztuki lumaconi. Na wierzchu położyłam jeszcze plastry sera i wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 180 C na 12-15 minut. Ser ma się rozpuścić i zrumienić. Oczywiście makaron lumaconi można zastąpić muszlami conchiglione lub jakimiś grubymi rurkami, a małe kokilki jednym dużym naczyniem. 
Powodzenia i smacznego!







wtorek, 11 września 2012

CEBULOWE PLACUSZKI Z KAWIOREM ZE ŚLEDZIA


Placki z kawiorem zazwyczaj robi się gryczane, ewentualnie ziemniaczane. A ja, jak to ja, zawsze coś zmieniam, eksperymentuję, poszukuję nowych smaków, więc placki zrobiłam cebulowe, a kawior był ze śledzia. Nutki pikanterii dodawała rukola.

Składniki:

6 średniej wielkości cebul
1 jajko
4 łyżki mąki
1 łyżka otrębów pszennych
rukola
kawior ze śledzia
olej do smażenia
sól, pieprz, chilli

Pomysł na to danie zapoczątkował śledziowy kawior, zakupiony podczas jednej z wędrówek po świecie Ikea. Uwielbiam błąkać się tam bez konkretnego celu, kupować i oglądać te genialne produkty. Oczywiście moim ulubionym działem jest kuchnia i wszystko co z nią związane. Są takie produkty, bez których nie wyobrażam sobie teraz życia. Za przykład podam ich wyciskarkę do czosnku - chyba najgenialniejszą na świecie, albo moje ukochane szklanki, w których piję dosłownie wszystko:  frappe, piwo, herbatę czy wodę.  Można by wymieniać tu bez końca, ale może lepiej skupmy się teraz na plackach. Skoro do tradycyjnych ziemniaczanych dodaje się cebuli i można jej dodać dużo, a nawet bardzo dużo, to ja poszłam jeszcze o krok dalej i całkowicie zrezygnowałam z ziemniaków. Postanowiłam zrobić placki z samej cebuli. Zrobiłam je z sześciu, średniej wielkości, cukrowych cebul (mogą być zwykłe). Połowę posiekałam w drobniutką kosteczkę, a połowę zmiksowałam na papkę w rozdrabniaczu. Ci, co nie posiadają rozdrabniacza mogą zetrzeć ją na tarce o grubych oczkach i efekt będzie podobny. Wymieszałam je razem, dodałam jajko, łyżkę otrębów, mąkę i doprawiłam do smaku. U mnie była sól, pieprz i obowiązkowo chili. Na rozgrzanym oleju smażyłam na złoto z obu stron. Odsączałam je na papierowych ręcznikach. Najlepiej zacząć od jednego placka by sprawdzić czy konsystencja ciasta jest dobra. Jeżeli placki rozpadają się i trudno je przewrócić na drugą stronę proponuję dodać więcej mąki by zagęścić ciasto. Trzeba uważać żeby nie przypalić placków, bo zbyt wysmażona cebula staje się gorzka. Na każdym placuszku ułożyłam kilka gałązek rukoli i porcję kawioru. Kontrastowe kolory i smaki znowu przeniosły mnie do innego świata ;)
Powodzenia i smacznego!








poniedziałek, 10 września 2012

KRUCHE CIASTO MAKOWE ZE ŚLIWKAMI I CHAŁWĄ


Jest już wieczór, jesienny wiatr szaleje za oknem. Pogoda raczej kocykowa. Z domu wychodzić się nie chce, czytam więc książkę. Nagle moje nozdrza połechtane zostały przyjemnym słodkawo-chałwowym zapachem i już wiem, że kruche makowe ciasto ze śliwkami i rozpuszczoną chałwą daje mi znać by wyciągnąć je z piekarnika. Nieważne, w jak ciekawym momencie książki jestem, rzucam wszystko i biegnę do kuchni;)

Składniki:

100 g schłodzonego masła
180 g mąki
3 łyżki maku
2 łyżki otrębów pszennych
1/3 szklanki cukru
1 jajko
1 kg śliwek
chałwa (najlepiej waniliowa)

Nie lubię takiej pogody w kratkę. Jednego dnia jest lato, a drugiego zimnica. Jestem ciepłolubna i zdecydowanie wolę upały i słońce. Udało mi się jednak znaleźć sposób na te depresyjne dni. Ja wtedy gotuję. Gotuję, piekę, smażę i tym podobne, a w międzyczasie czytam. Nie ma nic lepszego niż zapaszek gotowego dania zapraszający do kuchni. A ciasto, które ostatnio piekłam pachniało obłędnie. A zrobione zostało tak: mąkę wymieszałam z makiem, otrębami i cukrem. Nie miałam akurat brązowego cukru, a że pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu dodałam normalny. Wszystkim, którzy mają brązowy zdecydowanie go polecam. Dodałam posiekane zimne masło, roztarłam je w palcach, wbiłam jajko i zagniotłam ciasto. Cienko rozwałkowałam, wylepiłam nim formę do pieczenia, ponakłuwałam widelcem i wstawiłam na chwilę do lodówki. Zostało mi odrobinę ciasta, więc wylepiłam nim jeszcze dwie tartinki i w dalszych etapach postępowałam z nimi analogicznie do  głównego ciasta. Jak piekarnik nagrzał się do 180 C wstawiłam ciasto do piekarnika na 12 minut (te małe tartinki wyjęłam trochę wcześniej). Nie obciążałam go żadnymi fasolkami i super się upiekło, nie wybrzuszyło się nigdzie. Każdą śliwkę rozkroiłam na cztery i ułożyłam je na cieście. Posypałam je cukrem, bo śliwki, które miałam, były kwaśne. Możecie tego nie robić. Następnie przykryłam śliwki warstwą pokruszonej chałwy i wstawiłam ciasto do piekarnika na 20-25 minut. Chałwa ma się rozpuścić i przyrumienić. Jadłam jeszcze ciepłe i przyznaję, że strzelające ziarenka maku są rewelacyjne. Oczywiście nie wykorzystałam wszystkich śliwek, bo nie zmieściły się do formy. Ogólnie można zrobić ciasto w normalnej prostokątnej formie i nie trzeba wylepiać brzegów. U mnie, mam wrażenie były za wysokie. Mimo wysokich brzegów ciasto miało ogromne wzięcie, a jego zapach nie tylko mnie zwabił do kuchni. Powodzenia i smacznego!