Znowu walczyliśmy razem z Marcinkiem. I znowu na jego terenie. Ale tym razem na moich warunkach. Dlatego też zaserwowałam czosnkowe krewetki w sosie z białego wina i masła. Tak, dokładnie, nie pomyliłam się. Było masło, i to w dużych ilościach, ale też czosnek i pełna witamin natka pietruszki. Ukłonem w stronę marcinkowych "zdrowych nawyków żywieniowych" był makaron razowy. Było pysznie! Nie martw się Marcinku, jedną bitwę można przegrać. Najważniejsze to wygrać całą wojnę!
Składniki:
paczka razowego spaghetti
500 g dużych krewetek (obrane z ogonkiem)
główka czosnku
pęczek natki pietruszki
1/3 kostki masła
butelka półwytrawnego białego wina
sól, pieprz
No co? Przecież publicznie zapowiadałam, że od kiedy odkryłam jego kulinarne zdolności, będę wpadać na obiadki znacznie częściej. A, że słowo się rzekło...
Bałam się, że się rozchorujemy od nadmiaru zdrowego jedzenia, więc postawiłam na swoim. Wcale nie było mi go tak trudno przekonać. Siła odpowiednio dobranych argumentów jest nieoceniona. A, że niektóre witaminy rozpuszczają się w tłuszczach i tylko gdy dostarczymy go wraz z pokarmem zostaną wchłonięte do naszego organizmu, szybko przystał na sos winno-maślany.
Krewetki kupiliśmy mrożone. Inna opcja jest raczej niemożliwa. Udało nam się znaleźć całkiem przyzwoite. Zresztą widać to na zdjęciach. Opłukaliśmy je pod bieżącą, chłodną wodą i zostawiliśmy na sitku do rozmrożenia. Później osuszyliśmy przy pomocy papierowego ręcznika i przystąpiliśmy do siekania czosnku i pietruszki. Czosnku i pietruszki ma być duuuuuużo!
W międzyczasie nastawiliśmy wodę na makaron. Użyliśmy razowego spaghetti i przyznam, że smakowało wyśmienicie. Do tej pory zawsze robiłam to danie ze zwykłym makaronem. Oba warianty są równie dobre, dlatego wybór pozostawiam Wam.
Na patelni rozpuściliśmy masło, dodaliśmy czosnek i po chwili krewetki. Smażyliśmy wszystko razem na wolnym ogniu. Gdy krewetki były już usmażone, przyprawiliśmy wszystko solą i sporą ilością świeżo mielonego pieprzu oraz dosypaliśmy siekaną pietruszkę. W tym momencie dolaliśmy wino. Oczywiście nie wlaliśmy na patelnię całej butelki. Było to raczej coś około dwóch kieliszków. Resztę wina się wypija, dlatego najlepsze jest takie, które nam smakuje. Nie jestem znawcą wina. Ja je po prostu piję. Do krewetek wybrałam Liebfraumilch. Wszystkim zapewne dobrze znane reńskie wino w niebieskiej butelce. Jeszcze nie spotkałam osoby, której by nie smakowało, dlatego nie obchodzi mnie co znawcy powiedzieliby na jego temat.
Po dodaniu wina sos mętnieje i gęstnieje i jak tylko taki się zrobi mieszamy go z ugotowanym al dente makaronem. Najlepiej w jakiejś dużej misce. Później każdy nakłada sobie ile chce. Najczęściej do pierwszych porcji wybieramy większość krewetek i dokładka to już praktycznie sam makaron. Zupełnie to nie przeszkadza. Nawet sam makaron jest świetny. Jak nie wierzycie zapytajcie Marcinka. On wsuwał sam makaron i tylko mu sie uszy trzęsły!
Powodzenia i smacznego!
Rewelacja. jak zrobiłam to pyszne spegetti to mój małzonek tak się rozsmakował, że robiłam je prawie codziennie. Rewelka.
OdpowiedzUsuń