czwartek, 31 stycznia 2013

KURCZAK CURRY Z KALAFIOREM I CUKINIĄ


Odpowiednia kompozycja i dobór przypraw może w łatwy sposób przenieść nas w inne, całkowicie odległe miejsce. Jak nie wierzycie to radzę zrobić to curry z kurczaka z kalafiorem, cukinią i marchewką ;-)

Składniki:

pierś z kurczaka
1 cukinia
1 marchewka
1 kalafior
1 cebula
2-3 łyżki mieszanki curry
2 łyżki mąki ziemniaczanej (ew. śmietana)
woda lub bulion
sól, pieprz, chilli
oliwa
ryż

Za oknem rozpuszcza się świat. Słyszę jak ciężkie krople, które jeszcze niedawno zwisały z dachu w formie okazałych sopli, dźwięcznie roztrzaskują się o parapet. Siedzę w domu i marzę o tym, by przenieść się w jakieś suchsze miejsce. Może tam, gdzie świat pachnie kolendrą, imbirem i kurkumą? Tam gdzie kolory są tak nasycone, że Photoshop nie znajduje racji bytu? Tak, zdecydowanie tak. Mam ochotę na wycieczkę do Indii. Tak więc idę do kuchni i robię sobie curry. Jako, że curry to po prostu sos, robię go z tego co akurat znajduję w lodówce - kurczaka, kalafiora, cukinii i marchewki. W zupełności wystarczyło mi to na krótką podróż, w którą się wybrałam. Wam też polecam.
Przyprawione solą, pieprzem i mieszanką curry kawałki kurczaka podsmażamy na oliwie. Kalafiora rozbieramy na małe różyczki i obgotowujemy ok 2-3 minut w osolonym wrzątku. Do kurczaka dodajemy pokrojone na kawałki marchewkę, cebulę oraz cukinie, mieszamy i razem podsmażamy. Zalewamy wodą (lub bulionem) tak by warzywa były zanurzone, dodajemy jeszcze mieszankę curry (ok 2 łyżek), sól, pieprz, chilli oraz kalafiora.Gotujemy razem do momentu aż warzywa zmiękną. Zagęszczamy mąką ziemniaczaną rozprowadzoną z zimną wodą, zagotowujemy. Podajemy z ugotowanym na sypko ryżem. Normalnie nie dodałabym mąki ziemniaczanej i  zastąpiłabym ją śmietaną lub gęstym jogurtem. Jednak lenistwo wzięło w górę i nie wyszłam z domu. No cóż biorąc pod uwagę fakt, że była to egzotyczna wycieczka, a wycieczka równa się wakacjom, a na wakacjach lenistwo jest dozwolone, to czuję się usprawiedliwiona. Dodatkowo nie była to wycieczka z katalogu, gdzie zaplanowany jest każdy mój krok, a raczej wyprawa z plecakiem na własną rękę, gdzie zbaczanie z turystycznych, wszystkim znanym szlaków jest jak najbardziej na miejscu, i dlatego nie czuję, że zrobiłam coś źle. Moje kubki smakowe też tego nie czuły. Były zachwycone - były w Indiach!
Powodzenia i smacznego!


środa, 30 stycznia 2013

ZIEMNIACZANA TARTA ZE SZPINAKIEM


Założę się, że ma tyle samo zwolenników co wrogów. Kiedyś znienawidzony przez większość - szpinak, podawany był głównie w postaci niezbyt zachęcającej papki. Dzisiaj świętuje triumf i powrócił na nasze stoły. Forma pozostała podobna, bo często nadal jest to papka, ale sposób jej przyprawienia i smak uległ diametralnej zmianie. Obecnie wszystko jest ze szpinakiem. Nawet taka ziemniaczana tarta.

Składniki:

1 kg ziemniaków
1 opakowanie mrożonego szpinaku
200 g fety
5 ząbków czosnku
5 łyżek masła
sól, pieprz

Należę do osób uwielbiających szpinak i to w każdej postaci, czy to świeży, mrożony w liściach czy rozdrobniony. Z każdego jestem w stanie wyczarować coś pysznego a sekret tkwi w tym, że szpinak uwielbia czosnek! Im go więcej tym lepiej.
A oto propozycja na wykorzystanie szpinakowej papki - ziemniaczana tarta ze szpinakiem i fetą. Tak naprawdę to nie ma ona za wiele wspólnego z prawdziwa tartą, bo spód nie jest kruchy a ziemniaczany, ale nazwałam ją tak dlatego, że przygotowałam ją w naczyniu do tart i trochę wygląda jak tarta. Wyszła rewelacyjnie, nawet Sis - osoba o najmniejszym żołądku jaką znam, zajadała się tak, że tylko uszy jej się trzęsły. ;)
Ziemniaki gotujemy w osolonym wrzątku i odstawiamy do ostygnięcia. Na łyżce masła podsmażamy wyciśnięty przez praskę czosnek, dodajemy szpinak, doprawiamy do smaku solą i pieprzem i dusimy na wolnym ogniu by odparować nadmiar wody. Zdejmujemy z ognia, studzimy i dodajemy pokruszony ser feta i delikatnie mieszamy. Tak by kawałki sera były dobrze wyczuwalne.Ziemniaki przeciskamy przez praskę i dokładnie mieszamy z 2 łyżkami masła. Część ziemniaków zostawiamy, a resztą równomiernie wykładamy wysmarowane masłem naczynie do tart. Następnie wykładamy szpinak z fetą a na wierzchu robimy kratkę z masy ziemniaczanej, smarujemy ją roztopionym masłem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 C na około 20 minut ( do momentu aż się ładnie przyrumieni ). Po wyjęciu z piekarnika najlepiej odczekać chwile by ziemniaki zrobiły się bardziej ścisłe i tartę łatwiej się kroiło. Jest jeszcze jedna rzecz odnośnie tego dania. Warto zrobić dużą ilość ponieważ odgrzewana następnego dnia jest jeszcze lepsza.
Powodzenia i smacznego!




wtorek, 29 stycznia 2013

JAJKA W KOKILKACH Z WĘDZONYM ŁOSOSIEM I TYMIANKIEM


Ponieważ to już kolejna odsłona jajek w kokilkach to przekonywać nie muszę, że pomysłów na dodatki jest niezliczona ilość. Tymczasem dla tych, którzy nie chcą, nie mają czasu lub nie lubią tego robić mam gotową i sprawdzoną smakowitą kompozycję. Tym razem jajko występuje w towarzystwie wędzonego łososia, pomidorków koktajlowych, czerwonej cebuli i tymianku.

Składniki:

jajka
pomidorki koktajlowe
czerwona cebula
wędzony łosoś
tymianek suszony
pieprz
masło

W ostatni weekend  byłam na takim balu karnawałowym z prawdziwego zdarzenia. Wszyscy zadbali o świetne kostiumy. Do tego stopnia, że większości znajomych po prostu nie poznałam. Widać brakuje ludziom takiej formy rozrywki, bo każdy przyłożył się jak mógł najlepiej. Nie inaczej było ze mną. Przebrałam się za kota, a może lepiej powiedzieć, że za kocura, bo włosy miałam w ogromnym nieładzie, a strój z postrzępionych kawałków materiału bardzie przypominał sierść dachowca niż domowego kotka. Twarz miałam wymalowaną, wąsy przyklejone a długie szpony wymalowane na czarno. No i te pazury właśnie stanowiły największy problem. Jako, że na co dzień moje paznokcie są raczej krótkie, to taki nagły ich wzrost przysporzył mi niemało kłopotów. Nic nie mogłam zrobić, nawet korzystanie z toalety było wyzwaniem. Najlepiej szło mi trzymanie drinka ;-) z tym kłopotów nie było. Impreza imprezą, ale największe kłopoty zaczęły się po powrocie do domu. Myślałam, że w trackie zabawy po prostu je pogubię, poodklejają się i śladu po nich nie będzie. One tymczasem trzymały się jak zacementowane. Instrukcja sugerowała użycie zmywacza z acetonem. No i tu pojawił się problem, bo w czasach  wysokiej świadomości środowiskowej wcale nie łatwo taki znaleźć. W domu były cztery różne butelki, ale każdy bez acetonu. No i masz babo placek. Acetonu nie było, paznokcie jak najbardziej i nic nie zapowiadało ich odejścia, więc pozostało mi tylko ich przycięcie i przypiłowanie. Całe szczęście z pomocą przybyła Paulinka, przeczesała wszystkie stojące na jej drodze sklepy drogeryjne i znalazła niepozorną buteleczkę antidotum dla mnie. Wszystkim mającym w planach przyklejanie sztucznych paznokci radze zawczasu zadbać o acetonowy zmywacz, bo Paulinka może mieć akurat inne plany i nie zachce Was odwiedzić. A z moich ust Paulinka dostaje w tym miejscu ogromną publiczną pochwałę :-), no i uraczona została jajkami w kokilkach - z łososiem, czerwoną cebulką, pomidorkami i tymiankiem.
Kokilki wysmarowałam odrobiną masła. Do każdej wrzuciłam kawałki łososia, pokrojone pomidorki i cienkie plasterki cebuli. Wbiłam jajko, ponownie wrzuciłam dodatki, by były też na wierzchu, posypałam tymiankiem i oprószyłam pieprzem. Nie soliłam bo łosoś jest wystarczająco słony i wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 170 C na około-10-12 minut. Długość pieczenia zależy od tego jak płynne żółtko lubimy. Podołam z chrupiącym pieczywem. Jadłam już bez kocich szpon, ale delektując się nadal mruczałam jak kotek.
Powodzenia i smacznego!








piątek, 25 stycznia 2013

TRUFLE ORZECHOWE



Nie dość, ze masło orzechowe, to jeszcze i kawałki fistaszków. Ale czemu nie? Dlaczego mielibyśmy odmawiać sobie tego co dobre? Nie widzę w tym sensu. Za to widzę sens w zajadaniu się tymi chrupiącymi fistaszkowymi trufelkami, które rozpływają się w ustach i czynią nas szczęśliwszymi ;-)

Składniki:

1/2 słoika masła orzechowego 
100 g herbatników petit beurre
350 g wafelków kakaowych
niesolone orzeszki ziemne (do obtoczenia)

Dzisiaj zacznę od tłumaczenia się. A chodzi o to, że coraz częściej dostaje mi się po uszach za to, że spadła częstotliwość moich wpisów. Bardzo mi miło, że chcecie więcej i więcej. Znaczy to dla mnie, że podobają się Wam moje pomysły i to co robię przydaje się innym. Jestem zwykłą kobietą pracującą (8 h dziennie, 5 dni w tygodniu ) i moje gotowanie ma miejsce zazwyczaj po powrocie do domu, no i oczywiście w weekendy i dlatego też zima nie jest sprzyjającą memu blogowi porą roku. Jak wracam do domu po pracy ( i jak wychodzę to przeważnie też) jest tak ciemno, że robienie zdjęć nie ma sensu. Jestem w tym zupełną amatorką i nawet jeśli niektóre zdjęcia wyszły mi niezłe, to uwierzcie, że była to raczej kwestia przypadku, niż wynik moich umiejętności. Staram się jak mogę i chciałabym by prezentowane przeze mnie potrawy wyglądały najapetyczniej jak się da. No i tu jest właśnie pies pogrzebany bo w sztucznym świetle takich zdjęć nie potrafię robić, a już tym bardziej nie chcę zamieszczać na blogu czegoś co mi się nie podoba. Tak więc zostaje gotowanie w weekendy. Tylko przy dosyć aktywnym trybie życie weekendu czasami też jest za mało. Nie mogę też nagotować na raz zbyt dużo no bo jak to wszystko przejeść i tak właśnie wygląda sprawa. Proszę więc o wyrozumiałość. Z nadejściem wiosny zapewne ulegnie to zmianie. A tymczasem może uda mi się wkupić w Wasze łaski tymi truflami orzechowymi. Miłośnicy masła orzechowego ręce do góry!
Wafelki i herbatniki należy pokruszyć na bardzo drobne kawałeczki. W zasadzie na "piasek". Najlepiej zrobić to w rozdrabniaczu. Następnie mieszamy je z masłem orzechowym na jednolitą masę konsystencji gliny. Jeżeli masa jest zbyt luźna i uważacie, że nie da się formować z niej kulek, dodajcie więcej pokruszonych herbatników ( nie wafelków, bo mają masę kakaową, która jeszcze bardziej ją rozrzedzi, tylko suchych herbatników). Można też wstawić masę na chwilę do lodówki by stężała trochę przed formowaniem trufli. Każdą trufelkę obtaczamy w posiekanych orzeszkach ziemnych i wstawiamy je do lodówki. Gotowe są już po godzinie lub dwóch. Z podanych proporcji wychodzi ich dosyć dużo - ale czy jest sens robić ich mniej?
Powodzenia i smacznego!








środa, 23 stycznia 2013

JAJKA W KOKILKACH Z OLIWKAMI I SEREM CAMEMBERT


Jak się raz zacznie robić jajka w kokilkach to końca nie widać. Pomysłów na to co dodać do środka nagle mamy mnóstwo i bardzo dobrze, bo czego byśmy nie dodali smakują rewelacyjnie i są takie pocieszne dla oka ;-)

Składniki:

jajka
szynka w plastrach
ser camembert
pomidorki koktajlowe
czarne oliwki
sól, pieprz, oregano

Zachwytów nad Warszawą ciąg dalszy. Wczoraj byłam pobiegać na nartach biegowych. Nie musiałam wyjeżdżać nigdzie za miasto, nie musiałam planować, nie musiałam mieć wolnego dnia i wypchanego portfela. Najnormalniej w świecie po skończeniu pracy udałam się ze znajomymi do pobliskiego parku przy którym jest wypożyczalnia (narty, buty, kijki i wstęp na tor ok. 15 zł/h ), wpięliśmy narty i ruszyliśmy. Jeden kolega uprawia ten sport już od pięciu lat więc zrobił nam szybki instruktarz. Po kilku minutach wszyscy załapaliśmy o co w tym chodzi i zaczęliśmy nasze wyścigi. Justyna Kowalczyk, Marit Bjoergen czy Tomasz Sikora zostaliby z pewnością z tyłu. Były to cudowne dwie godziny na świeżym powietrzu, pełne frajdy i żadne zimno nikomu nie przeszkadzało. Do domu dotarłam szczęśliwa i niesamowicie głodna. Nastąpił szybki rzut okiem na zawartość lodówki i jeszcze szybsza decyzja, że jajka pieczone w kokilkach z dodatkami będą wyśmienite na tą okazję. Do kokilek włożyłam pozwijaną w ruloniki szynkę, kawałki sera camembert, pokrojone pomidorki i oliwki, do każdej wbiłam jajko, oprószyłam całość solą, pieprzem i oregano i wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 170 C na około 10 minut. W zależności od tego czy lubimy płynne żółtka czy bardziej ścięte czas pieczenia należy wydłużyć lub skrócić. Do tego ugrillowałam sobie pieczywo i jadłam z trzęsącymi się uszami. Pycha!
Powodzenia i smacznego!





wtorek, 22 stycznia 2013

SPANAKOPITA - CIASTO PHYLLO (FILO) ZE SZPINAKIEM I SEREM


Czosnkowy szpinak, z mocną dominacją sera pleśniowego zamknięty pomiędzy dwiema warstwami ciasta filo. Każda warstwa to kilkanaście chrupiących i niezwykle cieniutkich płatków ciasta. Polecam.

Składniki:

1 opakowanie mrożonego ciasta phyllo (filo)
2 opakowania mrożonego szpinaku
1 główka czosnku
250 g sera z niebieską pleśnią
1/2 kostki masła
1 mały kubek śmietany
sól, pieprz, chilli

Taką Cię kocham Warszawo! Nie wiem jak zimno było, bo moje receptory były nieco znieczulone, ale pewnie po minusie była liczba dwucyfrowa Było późno w nocy (tak, dla mnie to nadal była noc, bo dopóki się człowiek nie położy do łóżka to przecież nadal trwa noc, a że kierowcy tramwajów kładli się spać kiedy ja wskakiwałam w swoje szpilki i byli już w pracy kiedy ja wracałam do domu to pewnie dyskutowaliby teraz ze mną, ale zostawiam ten temat na kiedyś indziej) a ludzi w nadal świątecznie rozświetlonym centrum było jakoś tak więcej niż zwykle. Każdy chuchał i zacierał ręce, szybko maszerował i gdzieś podążał. Taksówki, jedna za drugą odbierały młodzież z napełnionymi żołądkami z kebabowych świątyń i wszystko to w karnawałowej atmosferze. U nas co prawda zwyczaje karnawałowe są marne, ale od czasu do czasu trafi się jakaś impreza przebierańcowa. A do prawdziwych maskaradowych bali już odliczam dni. Kwapeczku szykuj się. Trzeba podtrzymywać ustanowione kilka lat temu tradycje, więc i w tym roku nie zawiodę i przybędę. Jako, że trening czyni mistrza to by mieć siłę na ostre imprezowanie z Tobą przestawiłam się na czas minionego weekendu na tryb never - ending - party. Zaczęło się z grubej rury w piątek, i na sobotę przewidziane było w miarę spokojne babskie gotowanie, które jakimś cudem wymknęło się spod kontroli i przerodziło w ostrą bibę, z tańcami, śpiewami i wygłupami jak trzeba. Dobrze, że udało nam się ugotować jak jeszcze było względnie kulturalnie. A gotowana (albo raczej pieczona) była potrawa o greckich korzeniach ;-), z ciastem phyllo, szpinakiem i serem. Na terytorium Grecji zapewne dałabym fetę, na swoim terenie zaszalałam i zamieniłam ją na ser z niebieską pleśnią. Problem mam z jej nazwą. Bo o ile po grecku jest spanakopitą, po angielsku spinach pie, to nie mam za bardzo pomysłu na przełożenie tego w jakiś rozsądny sposób na polski. No bo ciasto filo ze szpinakiem i serem brzmi dla mnie marnie. Na ale chyba nie ma wyjścia i tak musi zostać (po takim weekendzie myślenie nie jest moją mocną stroną, trochę szarych komórek mi pewnie ubyło). No dobrze, przechodzę w końcu do etapów przygotowania. Na sporej łyżce masła podsmażamy wyciśnięty przez praskę czosnek. Gdy się trochę podsmaży dodajemy szpinak (nie musi być rozmrożony, można rozmrozić go dopiero na patelni), doprawiamy do smaku solą, pieprzem i chilli i dusimy do odparowania nadmiaru wody. Na sam koniec dodajemy śmietanę i dokładnie mieszamy. Ciasto filo rozmrażamy. Blachę do pieczenia natłuszczamy masłem. Ciasto docinamy do wielkości blachy i dzielimy tak, by mieć go na dwie warstwy (każda warstwa to około 10-12 płatów ciasta). Każdy pojedynczy płat ciasta smarujemy roztopionym masłem i kładziemy jeden na drugim. Na pierwszej warstwie równomiernie rozkładamy szpinak, następnie pokruszony lub pokrojony ser i to wszystko przykrywamy pozostałymi płatami ciasta, pamiętając o tym, by smarować je roztopionym masłem. Dużym ostrym nożem robimy nacięcia (tak jakbyśmy kroili całość w kwadraty). Gosza zapytała mnie po co to robię przed pieczeniem i odpowiedź była świetna: - "babcia Georgiosa zawsze tak robiła". A prawda jest taka, że po upieczeniu byłoby trudno pokroić je w takie równiutkie kwadraty i babcia Georgiosa doskonale o tym wiedziała. A pieczemy w 170 C przez 45-50 minut, aż do uzyskania złotego koloru. Smakuje wyśmienicie zarówno na ciepło jak i na zimno. Powodzenia i smacznego!




czwartek, 17 stycznia 2013

ZUPA POMIDOROWA Z WARZYWAMI


Rosół czy pomidorowa? A jeśli pomidorowa to jaka? Klasyczna, z ryżem, z makaronem, a może taka pełna warzyw, z niewielką ilością śmietany? Dla tych, którzy mają ochotę na taką właśnie, poniżej mam przepis.

Składniki:

marchewka
pietruszka
seler
por
cebula
natka pietruszki
koperek (u mnie suszony)
koncentrat pomidorowy
rosół
śmietana
sól, pieprz

Od razu ostrzegam, że ci, którzy potrzebują dokładnych proporcji odnośnie składników na zupę, nie znajdą pożytku w tym przepisie. Sekret zup jest właśnie taki, że za każdym razem dodajemy, raz mniej, raz więcej, poszczególnych składników, a zupa i tak za każdym razem jest pyszna. Taka jest właśnie ta pomidorowa. Gęsta od dużej ilości warzyw i idealna na zimowe dni. Do gotującego się rosołu lub bulionu wystarczy wrzucić posiekane drobno warzywa (im więcej tym lepiej) i gotować do momentu aż będą miękkie. Pod koniec dodajemy koncentrat pomidorowy (ilość według uznania). Gasimy ogień i dodajemy śmietanę ( u mnie niewiele) i posiekaną natkę pietruszki oraz koperek. Śmietanę najlepiej rozmieszać w miseczce ze sporą ilością zupy (płynnej części) i ponownie wlać do garnka. Teraz pozostaje tylko zamieszać, doprawić do smaku solą i pieprzem i nalewać do talerzy. Powodzenia i smacznego!








środa, 16 stycznia 2013

HUMMUS KLASYCZNY, HUMMUS POMIDOROWY


Przenosimy się na Bliski Wschód i robimy hummus. Dopiero po jego zrobieniu i spróbowaniu pojęłam o co ta cała kulinarna wojna między Libanem a Izraelem. Jedno i drugie państwo przypisuje sobie prawo do hummusu. I wiecie co? Wcale im się nie dziwię, bo jest pyszny!

Składniki (porcja kolos):

400 g cieciorki (suchej)
4 łyżki sezamu
1 limonka lub cytryna
3 ząbki czosnku
50 ml oliwy z oliwek
2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
sól, pieprz
(podajemy z: marchewką, pietruszką, selerem naciowym, krakersami, nachosami, macą, pitą, etc)


Wiem, wiem, ja to wszystko wiem, tak się nie robi i bardzo mi przykro, że tak nagle bez wyjaśnienia zniknęłam. Zrzucam to na gorączkę związaną z początkiem roku i moją chorobę. Dopadła mnie grypa, a ja zachowałam się wobec Was jak świnia, czyli można rzec, że była to świńska grypa. Okropność! Nikomu tego nie życzę. Moje kubki smakowe były tak wyjałowione przez te wszystkie lekarstwa i syropki, że nie widziałam sensu w przygotowywaniu czegoś fajnego do jedzenia. Wszystko smakowało jak papier (nie chcę urazić papieru) więc jadłam niewiele, a  i sił nie miałam więcej niż by tylko leżeć. Pamiętajmy, że lepiej zapobiegać niż leczyć, a czosnek jest naszym sprzymierzeńcem w walce z wszelkimi grypopodobnymi choróbskami, więc jedzmy go jak najwięcej. Do takiego hummusiku można go na przykład dodać i zajadać z pełnymi witaminek warzywami. Robiłam ostatnio domowy. Tak od podstaw, włącznie z moczeniem i gotowaniem cieciorki. W sumie to nic trudnego. Wystarczy wszystko dobrze zaplanować. Cieciorkę trzeba zalać wodą i odstawić na całą noc by napęczniała. Następnie do tej wody, w której się moczyła dodajemy sporą łyżkę soli i gotujemy ją do miękkości. Zazwyczaj trwa to około 45-55 minut. Odcedzamy cieciorkę, ale nie wylewamy wody, w której się gotowała (trzeba ją zachować, bo przyda się później) i odstawiamy ją do ostygnięcia. Do blendera, malaksera, rozdrabniacz czy jakiegokolwiek innego urządzenia, którego zamierzamy użyć wrzucamy otartą skórkę oraz sok z limonki/cytryny, wyciśnięty przez praskę czosnek oraz uprażony na suchej patelni sezam. Dodajemy porcję cieciorki, podlewamy 5-6 łyżkami wody, w której się gotowała i miksujemy wszystko na jednolitą masę. Ja te wszystkie składniki ekstra (oliwa, skórka, sok, sezam, czosnek) dodałam do pierwszej porcji cieciorki, a kolejne partie miksowałam już tylko z wywarem.
Przełożyłam je wszystkie do jednej miski i wymieszałam dokładnie, by ujednolicić smak. Nie bójcie się dodawać tego wywaru cieciorkowego. Znacznie łatwiej się miksuje, jak damy go trochę więcej. Po zmiksowaniu wszystkiego i wymieszaniu odłożyłam połowę hummusu i dodałam do niego koncentrat pomidorowy i dużo mielonego pieprzu. Podjadałam z warzywami (seler naciowy, pietruszka, marchewka) i razowymi krakersami. Z podanych proporcji wyszła mega duża porcja (idealna na przyjęcie). Polecam zmniejszyć proporcje o połowę by nie zahummusować  się za bardzo. Powodzenia i smacznego!

P.S. Pomidorowy znacznie szybciej się psuje. Klasyczny w zamkniętym pojemniku w lodówce można przechowywać znacznie dłużej.





poniedziałek, 7 stycznia 2013

JAJKA W KOKILKACH Z WĘDZONYM TUŃCZYKIEM


Takie śniadanie śmiało można określić mianem śniadania mistrzów. Jajeczko z płynnym jeszcze żółtkiem przytulone do plastrów wędzonego tuńczyka i oprószone siekanym szczypiorkiem. Do tego chrupiące pieczywo i nie potrzeba nic więcej. No może tylko kogoś kto takie śniadanie przyniesie do łóżka ;-)

Składniki:

4 jajka
100 g wędzonego tuńczyka
siekany szczypiorek
ząbek czosnku
pieprz,
ostra papryka

Święta, Święta i po Świętach! Boże Narodzenie jest cudowne, ale dla mnie jest jedna rzecz, która mi się nudzi, mianowicie to samo jedzenie każdego niemal dnia. To samo na śniadania,  to samo na obiady i kolacje, te same desery. Przed samymi Świętami szykuje się zawsze za dużo jedzenia, które później trzeba przecież zjeść, więc człowiek męczy się z tymi pieczonymi mięsiwami, bigosami czy pierogami. Dlatego dla odmiany proponuję coś innego - jajka zapiekane w kokilkach z wędzonym tuńczykiem i szczypiorkiem. Przy minimalnym nakładzie pracy gwarantuję, maksymalne zadowolenie. Wystarczy do ceramicznych kokilek wrzucić kawałki wędzonej ryby (u mnie tuńczyk, ale łosoś będzie równie dobry), odrobinę wyciśniętego przez praskę czosnku i siekany szczypiorek. Na to wbijamy całe jajko, ponownie posypujemy szczypiorkiem i oprószamy pieprzem i papryką. Radzę nie solić ponieważ wędzona ryba jest już wystarczająco słona. Kokilki wstawiamy do nagrzanego do 170 C piekarnika i pieczemy przez ok 10-12 minut. Najlepiej pod koniec pieczenia sprawdzać czy jajko jest już tak ścięte jak lubimy najbardziej. U mnie zawsze musi płynne by można było maczać w nim chrypiący chlebek. Powodzenia i smacznego!