poniedziałek, 30 lipca 2012

ROSZPONKA Z MANGO I WĘDZONYM BOCZKIEM


Ta sałatka to połączenie kontrastów. Jest w niej pospolity pomidor i bardziej egzotyczne mango. Jest modna roszponka i staroświecki wędzony boczek. Jest zielone i czerwone, żółte i brązowe, a wszystko razem komponuje się bardzo smakowicie ;)

Składniki:

opakowanie roszponki
mango
pomidorki koktajlowe
wędzony boczek
pieprz
ocet balsamiczny
oliwa z oliwek

W ostatni piątek miało miejsce kolejne spotkanie typu zlot czarownic. Wszystkie zebrałyśmy się razem by w spokoju poplotkować, napić się winka, zjeść coś pysznego i zrelaksować się po męczącym tygodniu. Chyba nie muszę dodawać, że płeć przeciwna miała zdecydowany zakaz wstępu. Chciałyśmy siedząc na tarasie zjeść coś pysznego i nieskomplikowanego i przegadać całą noc. Jak są kobitki to wiadomo, że jest i sałatka. Babskie spotkanie bez sałatki jest raczej niemożliwe. Kobiety je uwielbiają. Myślę, że ta, którą jadłyśmy zasługuje na uwagę i dlatego ukradkiem zrobiłam kilka zdjęć.
Rąk do pracy było mnóstwo, a tematów do obgadania jeszcze więcej. Całe szczęście z sałatkami pracy jest niewiele. Na półmisku rozłożyłyśmy roszponkę i porozrzucałyśmy pomidorki koktajlowe. Mango obrałyśmy ze skórki, a następnie pokroiłyśmy w paseczki i dodałyśmy do sałatki. Kawałeczki wędzonego boczku przesmażyłyśmy na patelni. Gdy tłuszcz już się wytopił i boczek się przyrumienił zdjęłyśmy go z patelni i osuszyłyśmy z nadmiaru tłuszczu na ręcznikach papierowych. Chrupiący boczek powędrował na sałatkę. Całość została oprószona świeżo mielonym pieprzem i skropiona octem balsamicznym i oliwą z oliwek.
Sałatka była idealnym uzupełnieniem do naszych pieczonych warzyw, krewetek i kurczaka.
Podsumowując należałoby obalić mit mówiący o tym, że gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść. Teraz nabiera on nowego brzmienia, mianowicie: gdzie kucharek sześć tam cycków dwanaście ;)
Powodzenia i smacznego!



piątek, 27 lipca 2012

PAPRYKA FASZEROWANA ŻÓŁTYM RYŻEM, SZPINAKIEM I FETĄ


Lato to pora kontrastowych soczystych kolorów, zarówno dookoła nas jak i na talerzach. Nie mam wtedy ochoty na smażone potrawy, a i chęć na mięso jakoś przygasa. Królują warzywa, najlepiej nadziewane, faszerowane, napychane i na dodatek z piekarnika!

Składniki:

4 kolorowe papryki
szklanka ryżu
opakowanie mrożonego szpinaku
feta
cebula
4 ząbki czosnku
łyżeczka kurkumy
łyżeczka Vegety
oliwa
sól, pieprz, chilli
gęsty jogurt naturalny

Pięknie te kolory ze sobą kontrastują. Najbardziej podobają mi się te zielone papryki. W ogóle papryka pieczona jest pycha. A przygotowanie jej jest naprawdę nieskomplikowane.
Na oliwie podsmażyłam posiekaną cebulę i gdy się zeszkliła wsypałam ryż. Dosypałam kurkumę i Vegetę i zalałam wodą. Ciągle mieszając dusiłam na wolnym ogniu. Gdy ryż pochłonął całą wodę dolewałam kolejną porcję i tak do momentu aż ryż był prawie miękki. W tym samym czasie na drugiej patelni podsmażyłam posiekany czosnek i dodałam rozmrożony szpinak. Doprawiłam do smaku solą, pieprzem i chilli i dusiłam na wolnym ogniu, od czasu do czasu mieszając, do momentu odparowania nadmiaru wody. Zarówno szpinak jak i ryż muszą być dobrze doprawione.
Papryki przekroiłam wzdłuż na połówki. Z każdej usunęłam gniazdo nasienne, posoliłam w środku i nafaszerowałam ryżem i szpinakiem. Nie mieszałam ryżu i szpinaku razem. Specjalnie nakładałam do papryk byle jak po łyżce żółtego ryży i zielonego szpinaku by bardziej podkreślić kontrast tych dwóch kolorów. Na wierzchu powtykałam pokruszoną fetę. Blachę do pieczenia wyłożyłam papierem, na nim ułożyłam papryki, skropiłam oliwą  i wstawiłam do nagrzanego do 180 C piekarnika na 35 minut. Jadłam polane jogurtem naturalnym. Powinna to w sumie być łyżka gęstego jogurtu, ale miałam tylko normalny, a i tak smakowało wybornie.
Powodzenia i smacznego!





czwartek, 26 lipca 2012

KALAFIOR ZAPIEKANY Z SZYNKĄ POD SEROWYM BESZAMELEM



Kalafiora je się głównie gotowanego z dodatkiem bułki tartej zasmażanej na maśle albo w zupie kalafiorowej. Jaka szkoda, że ludziom brakuje pomysłów. Ale oto jestem. Przychodzę na ratunek z kalafiorem zapiekanym z szynką pod serowym beszamelem.

Składniki:

1 kalafior
6 plastrów szynki
150 g żółtego sera
szczypiorek
masło
mleko
mąka
sól, pieprz

Znowu coś nieskomplikowanego. Życie i tak jest już wystarczająco pogmatwane, więc przynajmniej w kwestii kulinarnej niech spawy będą proste i łatwe. Jakiegoś chyba lekkiego doła podłapałam, skoro takie wysnułam myśli. No dobra, zostawiam doła głęboko w dole i zabieram się za kalafiora i za ratowanie ludzkości od jedzenia go w jednej i tej samej formie.
Kalafiora podzieliłam na mniejsze różyczki i ugotowałam w osolonej wodzie. Nie wolno go rozgotować. Powinien być ugotowany ale nadal sprężysty.  Plastry szynki pokroiłam w szerokie pasy. Kawałki kalafiora obłożyłam szynką i poukładałam w naczyniu do zapiekania. Wyszły mi dwie warstwy. Posypałam całość siekanym szczypiorkiem, zalałam beszamelem i znowu posypałam szczypiorkiem. Do przygotowania beszamelu na patelni rozpuściłam dwie łyżki masła, wsypałam mąkę ( "na oko" -  dałam tyle mąki ile wzięło masło) i porcjami dodawałam mleko. Miałam pół litrowy kartonik pełnego mleka i jeszcze w nim sporo zostało. Przy użyciu trzepaczki rozmieszałam wszystko tak, by zniknęły grudki i sos był jednolity. Mleko dodaję zazwyczaj w 2-3 porcjach. Po każdym razie mieszam trzepaczką jak wariatka by nie było grudek. Doprawiłam sos solą i pieprzem i gdy był już prawie gotowy wsypałam starty na grubych oczkach żółty ser. Mieszając doprowadziłam do całkowitego rozpuszczenia sera i takim sosem zalałam naczynie z kalafiorem. Na wierzchu posypałam posiekanym szczypiorkiem i wstawiłam do nagrzanego do 180C piekarnika na 35 minut. Beszamel na wierzchu ma się zrumienić. Zaraz po wyjęciu z piekarnika powstały w naczyniu sos jest dosyć rzadki i najlepiej odczekać kilka minut by ponownie zgęstniał.
Powodzenia i smacznego!




wtorek, 24 lipca 2012

PLACUSZKI Z SERKA WIEJSKIEGO Z BRZOSKWINIĄ I BORÓWKAMI


Tak na wypadek jakby ktoś potrzebował dowodu potwierdzającego wyższość lata nad innymi porami roku zrobiłam te placuszki z serka wiejskiego z dodatkiem sezonowych owoców. Tak wiem, że teraz można kupić niemal wszystkie owoce przez okrągły rok, ale tu nie o to chodzi. Tu o ten smak lata, zamknięty w tych okrągłych, mięciutkich placuszkach chodzi :)

Składniki:

250 g serka wiejskiego
3 jajka
cukier
cukier waniliowy
3/4 szklanki mąki pszennej
brzoskwinia
borówki
olej do smażenia
cukier puder (do posypania)

Też tak macie, że idąc na zakupy nie lubicie wrócić do domu z pustymi rękami? Nienawidzę tego zezowatego szczęścia kiedy to jak nie mam akurat nadwyżki pieniędzy do wydania to wszystko mi się podoba, a kiedy już wybiorę się na zakupy to nie ma na czym oka zawiesić. Dlatego znalazłam złoty środek. Jak nie mogę znaleźć żadnej kiecki albo bucików to po prostu udaję się do  sklepów z akcesoriami kuchennymi. Tam zawsze coś znajdę. Tak właśnie było w przypadku tego separatora do jajek. Miałam ochotę coś kupić, nic mi się nie podobało, a to "urządzenie" jak najbardziej. Jak je tylko zobaczyłam od razu wiedziałam, że muszę je mieć! Jest urocze i zapewne sprawiło mi wiele więcej  radości niż jakaś kupiona na siłę bluzka. Takim właśnie sposobem jestem już szczęśliwą posiadaczką kompletu metalowych szpikulców do szaszłyków, drewnianego wałka, zestawu dwustronnych pierścieni do wycinania ciastek,  zawieszanych na filiżance kieszonek na ciastko do kawy, formy do tarty z wyjmowanym dnem, ceramicznych naczynek do zapiekania, urządzenia do wycinania kratki z ciasta, itp. Wszystkim gadżeciarzom gorąco polecam ten sposób. Ma same plusy. Przecież nigdy nie wiadomo kiedy taki separator białek od żółtek może się przydać. A mnie przydał się całkiem niedawno przy robieniu tych placuszków. Nie to, że bez niego nie można sobie poradzić, ale frajdy dostarczył mi ogromnej :)
A placuszki robi się prosto. Zaczynamy oczywiście od oddzielenia białek od żółtek ;) Żółtka, mąkę i cukry dodajemy do serka wiejskiego. Ja dodałam łyżkę zwykłego cukru i pół opakowania cukru waniliowego. Do miski wsypałam dwie garstki borówek i pokrojoną w drobną kostkę brzoskwinię. Oddzielone białka roztrzepałam dokładnie widelcem i dodałam do miski. Wszystko razem wymieszałam. Na rozgrzany olej nakładałam łyżką porcje ciasta i smażyłam na rumiano z obu stron. 
Ogólnie polecam dodać mniej cukru do ciasta, żeby się nie przypalały podczas smażenia, a później obficie posypać je cukrem pudrem. Doradzam też zrobienie dużej ilości placków, bo na zimno smakują jeszcze lepiej niż prosto z patelni ;)
Powodzenia i smacznego!






poniedziałek, 23 lipca 2012

SAŁATKA Z JAJKAMI W KOSZULKACH W MIODOWO-MUSZTARDOWYM SOSIE



Sałatka jest zawsze dobra. Czy to na małego, czy na dużego głoda, zawsze się sprawdza. A taka trochę kombinowana z jajkami w koszulkach i rozpływającym się żółtkiem normalnie powala :)

Składniki:

sałata strzępiasta
2 pomidory
2 jajka
jogurt naturalny (mały kubeczek)
łyżeczka musztardy
łyżka miodu
sól, pieprz
ocet

Zadawaliście sobie kiedyś pytanie co robi każda brunetka zaraz po przebudzeniu? Odpowiedź jest tak banalna, że pewnie nikt o tym nie pomyślał. Mianowicie, każda ciemnowłosa kobieta wyrywa brwi, które odrosły jej poprzedniego dnia. No dobra, ale to ma miejsce tylko w trakcie tygodnia. W czasie weekendu pierwszą rzeczą jaką robi jest śniadanie. Już wielokrotnie rozpisywałam się na temat jajek i mojego  do nich  uwielbienia. Szczególnie lubię serwować je sobie jako pierwszy posiłek dnia, i to w każdej postaci. Dawno nie jadłam jajek w koszulkach, czyli gotowanych bez skorupki i postanowiłam wkomponować je w sałatkę. Wyszła prosta, nieskomplikowana sałatka, składająca się dosłownie z kilku produktów.
Po dokładnym umyciu i wysuszeniu strzępiastą sałatę porwałam na mniejsze kawałki i ułożyłam na półmisku. Na sałatę położyłam pokrojone pomidory. W niewielkim rondelku zagotowałam wodę z dwiema kroplami octu (gdzieś kiedyś chyba wyczytałam, żeby go dodać do wody przy robieniu jajek w koszulkach). Gdy się zagotowała zmniejszyłam gaz do minimum by woda ledwo bulgotała. By żółtko pozostało nienaruszone jajko wbiłam delikatnie do filiżanki, a następnie z filiżanki wylałam je płynnym ruchem do gotującej się wody. Trochę białych farfocli rozbiegło się po wodzie, ale większość jajka pozostała razem. Gdy tylko z przezroczystego zrobiło się białe wyjęłam je łyżką cedzakową i ułożyłam na sałacie z pomidorami. Tak samo postąpiłam z drugim jajkiem. Na półmisku oprószyłam je solą i pieprzem, a całość zalałam sosem przygotowanym z jogurtu wymieszanego z musztardą i miodem oraz odrobiną pieprzu. Żółteczka udały mi się idealnie. Były płynne tak, jak lubię najbardziej.
Powodzenia i smacznego!




piątek, 20 lipca 2012

MUFFINKI ZE SNICKERSEM


Uwielbiam natrafiać na chrupiące orzeszki w tych muffinkach.  Snickers fantastycznie rozpływa się w cieście i pozostawia gdzieniegdzie czekoladowy i orzechowy akcent. 

Składniki:

2,5 szklanki mąki pszennej
0,5 szklanki cukru
płaska łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
4 batony Snickers
2 jajka
szklanka jogurtu naturalnego
100 ml oleju

Z muffinkami zawsze idzie szybko i bezboleśnie. Piekarnik był już nagrzany, bo piekłam w nim obiad, więc szkoda było zmarnować taką okazję. A deser po obiedzie też przecież się należy :) Więc jak obiad siedział jeszcze w piekarniku odmierzyłam mąkę, proszek do pieczenia, cukier i szczyptę soli i wymieszałam dokładnie w misce. Nie dawałam więcej cukru, bo stwierdziłam, że batoniki dodatkowo dosłodzą całość. Dodałam posiekane Snickersy. Odłożyłam 12 kawałków by położyć je później na wierzchu każdej babeczki. W drugiej misce wymieszałam jogurt z jajkami i olejem, a następnie wlałam tę miksturę do miski z mąką. Wymieszałam byle jak i zaczęłam nakładać ciasto do papilotek. Użyłam papierowych. Wyłożyłam nimi blachę muffinkową. Zawsze piekę w papilotkach, ale pewnie po uprzednim natłuszczeniu formy można by spróbować i bez nich. Ja zawsze rozkładam całe ciasto na równe 12 porcji. Na wierzchu każdej położyłam jeszcze po kawałeczku Snickersa i wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 180 C na 25 minut.
Było to niczym cudowne rozmnożenie. Z czterech Snickersów wyszło dwanaście pysznych snickersowych muffinek, co daje o osiem uśmiechniętych buzi więcej. Oczywiście pod warunkiem, że jedna osoba zjada tylko jedną babeczkę. A to może być trudne ;)
Powodzenia i smacznego!





środa, 18 lipca 2012

POLĘDWICZKA Z IMBIREM I GOŹDZIKAMI PIECZONA Z POMIDORKAMI KOKTAJLOWYMI


Nie ma to jak kawałek porządnego soczystego mięsa. To, które prezentuję dodatkowo ma jeszcze imbirowo-goździkowy aromat i gdzieniegdzie natrafia się też na chrupiące orzechy włoskie. Dopełnieniem są słodziutkie pomidorki koktajlowe i pieczone ziemniaki, które bez słowa sprzeciwu zaadoptowały wszystkie te smaki.

Składniki:

spora polędwiczka wieprzowa
4-5 młode ziemniaki
gałązka pomidorków koktajlowych
garść orzechów włoskich
kawałek świeżego imbiru
8-10 goździków
oliwa z oliwek
sól, pieprz, papryka słodka

Polędwiczka pochodziła z dobrego źródła więc tym bardziej po powrocie z pracy zabrałam się za jej przygotowanie. Odbyło się to jak zwykle, bez wcześniejszego planowania i kupowania składników. Użyłam więc to, co akurat znalazłam w lodówce. A że ostatnio, tak zupełnie przypadkowo i od niechcenia kupiłam imbir, to postanowiłam zobaczyć co wyjdzie z tego połączenia. Do imbiru pasują mi też goździki, a że imbir jest dość pikantny, to zrezygnowałam z mojego ulubionego chilli.
Na początku usunęłam wszelkie błonki z polędwicy i pokroiłam ją na kawałki. Oprószyłam solą, pieprzem i słodką papryką, skropiłam delikatnie oliwą, dodałam starty na tarce o drobnych oczkach kawałek imbiru oraz goździki i natarłam tym wszystkim kawałki mięsa. Naczynie do zapiekania skropiłam oliwą i rozłożyłam w nim pokrojone na kawałki, uprzednio wyszorowane, ziemniaki. Nie obierałam ich ze skórki. Pomiędzy  powciskałam kawałki polędwiczki. Na wierzchu położyłam pomidorki. Jedną gałązkę pocięłam nożyczkami na mniejsze części. Na wierzch sypnęłam garść orzechów włoskich. Na koniec oprószyłam jeszcze solą, ale głównie ziemniaki, bo mięso było już doprawione i wstawiłam do nagrzanego do 180 C piekarnika na 35 minut. Mięso było bardzo soczyste a ziemniaki mięciutkie. Następnym razem podwyższę jednak trochę temperaturę by wszystko bardziej się przyrumieniło. Normalnie poczekałabym dłużej, ale wtedy głód mi na to nie pozwolił.
Powodzenia i smacznego!





poniedziałek, 16 lipca 2012

JAJKO ZAPIEKANE W PAPRYKOWYM KWIATUSZKU



Lato zazwyczaj kojarzy mi się z pięknymi kolorami, dlatego moje jedzenie też takie jest. Pełne soczystych i kontrastowych kolorów. Radosne, wesołe, pełne kwiatów. A tak niewiele potrzeba. Wystarczy trochę salsy pomidorowej, sera, papryki i jajek i już wyciągamy z piekarnika przepiękny bukiet ;)

Składniki:

4 jajka
2 duże pomidory
1 cebula
4 ząbki czosnku
mozzarella
5 plasterków szynki
zielona papryka
oliwa z oliwek
świeże oregano
sól, pieprz, cukier, chilli
pieczywo/masło

Człowiek nigdy nie wie kiedy i gdzie znajdzie coś co go zainspiruje do przygotowania kolejnej potrawy. Na te kwiatuszki paprykowe wpadłam na Demotywatorach. Sprawa prosta. Wbija się jajko w krążek papryki i smaży na patelni na odrobinie tłuszczu. Podobnie do moich Jajek w parówce. Ja, jak to ja, zmodyfikowałam trochę ten pomysł. Dodałam trochę salsy pomidorowej, sera i zamiast smażyć po prostu zapiekłam w piekarniku.
Najpierw na oliwie podsmażyłam posiekany czosnek i cebulę. Ja miałam akurat połowę czerwonej i połowę białej cebuli więc dodałam mix. Następnie dorzuciłam pokrojoną szynkę i wszystko razem podsmażyłam. Pomidory sparzyłam wrzątkiem by usunąć skórkę i posiekane dodałam do szynki z cebulą i czosnkiem. Doprawiłam do smaku solą, pieprzem, szczyptą cukru oraz chilli. Na sam koniec dodałam posiekane świeże oregano.
Na dnie czterech ceramicznych naczynek do zapiekania poukładałam kawałki mozzarelli, następnie warstwę salsy pomidorowej i znowu kawałki sera. Na tym położyłam po krążku papryki (około 1 cm grubości) i w każdy krążek wbiłam jajko. Oprószyłam jeszcze wszystko solą i pieprzem i wstawiłam do nagrzanego do 180 C piekarnika. Zapiekałam je przez 15 minut. Proponuję trochę skrócić czas pieczenia, tak do 10-12 minut, żółtka będą wtedy bardziej płynne. U mnie za bardzo się ścięły. Pewnie też przez sesję zdjęciową. Zajęła mi ona chwilę ;)
Do tego ugrillowałam jeszcze pieczywo. Pokroiłam bułkę, posmarowałam masłem i przyrumieniłam z obu stron na patelni grillowej.
Nie każdy posiada takie pojedyncze naczynka do zapiekania. Można wtedy zrobić w jednym większym i nakładać porcje na talerz. Pamiętajcie też o tym, że naczynie jest gorące i należy je stawiać na jakiejś podkładce lub drewnianej desce.
Powodzenia i smacznego!










piątek, 13 lipca 2012

SERDUSZKOWE SERNICZKI Z BORÓWKAMI



Narodziny Zuzi trzeba przecież należycie uczcić. Panowie mają swoje sposoby na świętowanie, a ja postanowiłam zatracić się w słodkościach. Zresztą dzielnej mamie też coś się należy. Zrobiłam lekkie, delikatne, słodkie i pełne miłości serniczkowe serduszka z białą czekoladą i borówkami. Dokładnie takie, jakie będzie życie mojej nowo narodzonej bratanicy ;)

Składniki:

400 g trzykrotnie mielonego półtłustego twarogu
tabliczka białej czekolady
kubek schłodzonej śmietany kremówki
łyżka cukru pudru
2 pełne garście naturalnego crunchy
100 g herbatników Petit Beurre
60 g miękkiego masła
borówki

Sis rzuciła mi wczoraj wyzwanie by przygotować coś wyjątkowego z okazji przyjścia na świat naszej bratanicy Zuzi. W sumie racja bo tylko raz zostaje się ciocią po raz pierwszy ;)
Początkowo po głowie chodziła mi taka kombinowana szarlotka z Cini Minis, ale ten pomysł jest jeszcze w fazie zarodka i nie do końca wiem jak chcę ją zrobić ( po zrealizowany pomysł kliknij tutaj ). I wtedy przypomniały mi się te przepiękne silikonowe foremki w kształcie serduszek. Dostałam je od Sis, więc niech nie żałuje, że mi je dała. Od razu wiedziałam, że będą idealne. Od samego patrzenia na nie czuję się jakbym była w bajce. Te ich pastelowe kolory i kształt robią swoje. Wiedziałam też, że nie będę miała czasu na przygotowanie niczego skomplikowanego, bo zamierzałyśmy odwiedzić Zuzię i siedzieć z nią dopóki nas nie wygonią ;)
Do domu wróciłam jak się zmierzchało i od razu zabrałam się za serniczki. Szybko utarłam ciasteczka z miękkim masłem i crunchy przy pomocy rozdrabniacza. Zajmuje to może minutkę, a może dwie. Na pewno nie więcej. Żeby było szybko robię takie jakby kanapki z herbatników i masła i najpierw kruszę je w rękach. Jeżeli masa nie jest wystarczająco lepka dodaję więcej masła. Każdą foremkę (sztuk 12) wylepiłam masą. Pokryłam nią dno i ścianki serduszek by było jak najwięcej miejsca na masę serową. Na czas przygotowywania masy serowej wstawiłam je do lodówki.
Czekoladę należy rozpuścić i ostudzić. Ja robię to w mikrofali, więc trwa to kilkadziesiąt sekund. Można też zrobić to tradycyjnie w kąpieli wodnej. Śmietanę ubiłam na sztywno i dodałam do niej porcjami ostudzoną, ale wciąż płynną czekoladę. Mieszałam delikatnie do uzyskania jednolitej masy. W kolejnym naczyniu, przy pomocy miksera, wymieszałam ser z cukrem pudrem. Dałam tylko jedną łyżkę bo nie chciałam by serniczki były za słodkie. Jak ktoś woli może dodać więcej cukru. Do sera porcjami dodawałam śmietanę z czekoladą i wymieszałam wszystko razem. 
Do każdej foremki nałożyłam najpierw po łyżce masy serowej i zanurzyłam w niej po trzy borówki, a następnie uzupełniłam serem po brzeg foremki. Borówki najpierw opłukałam, po czym osuszyłam papierowym ręcznikiem. Zostało mi trochę masy więc zrobiłam jeszcze trzy deserki w pucharkach. Na spód pokruszyłam herbatniki i crunchy, rzuciłam kilka borówek i zalałam masą serową. Wstawiłam wszystko (i serduszka i pucharki) na noc do lodówki. 
Po wyjęciu z foremek każde serduszko udekorowałam borówkami i listkami mięty.
Miny Sis, mamy i "tatowego" podczas konsumpcji serniczków świadczyły o tym, że stanęłam na wysokości zadania ;) 
Szkoda tylko, że Zuzia nie mogła skosztować tych pyszności zrobionych specjalnie na jej cześć.
Powodzenia i smacznego!






Tu widać, że ciotka robiła serduszka już po zmroku ;)


A o tej kruszynce mowa.
Witamy Cię wszyscy na tym świecie Zuziu :)
Obiecuję Cię rozpieszczać ile się tylko da!
Buziaczki maleńka :-*

środa, 11 lipca 2012

SAGANAKI Z KREWETKAMI I MANGO


Mango, pomidory, chilli, cebula czerwona, czosnek, oregano i kieliszek ouzo. W tym zanurzone krewetki i wszystko zapieczone pod pierzyną z fety i haloumi. Do tego obowiązkowo chleb do maczania w powstałym sosie i po zamknięciu oczu przenosimy się do Grecji...

Składniki:

8-10 dużych krewetek (obranych)
1 mango
4 pomidory
1 cebula czerwona
5 ząbków czosnku
40 ml ouzo
papryczka chilli
oregano suszone
oregano świeże
oliwa z oliwek
sól, pieprz, cukier
pieczywo

Czasami nawet sprawdzone przepisy trzeba delikatnie zmodyfikować. Cieszę się, że mam taką naturę i nie trzymam się kurczowo oryginalnych receptur bo zazwyczaj wychodzi to wszystkim na dobre. Kuchnia grecka i Grecy są raczej dalecy od eksperymentów. Tam wychodząc do taverny, najczęściej serwującej greckie jedzenie, zamawiają tradycyjne i ciągle te same potrawy. Przyznaję, jedzenie mają pyszne, ale mnie zawsze korci żeby coś pozmieniać i tak samo było w przypadku tego saganaki. Dodałam mango i potrawa zyskała bardziej egzotycznego smaku. Garides saganaki to krewetki zapiekane w salsie pomidorowej, posypane serem i zapieczone. Wygląda i smakuje cudownie. Polecam to danie bardzo gorąco. Tak gorąco, jak gorący był ostatni tydzień. Początkowo myśl o włączeniu piekarnika delikatnie mnie przerażała, ale było warto. Jak to najczęściej bywa z moimi potrawami robi się ją bardzo prosto.
Zaczynamy od przesmażenia na oliwie z oliwek posiekanego czosnku chilli i cebuli. Ja lubię dosyć pikantne jedzenie, posiekałam połowę papryczki. Jak ktoś woli może ominąć chilli lub dać tylko odrobinkę. Do tego dodałam pokrojone w kostkę mango i chwilę smażyłam razem. Udało mi się kupić dojrzałe, bardzo soczyste i słodkie. Obrałam je najpierw ze skórki, ma się rozumieć i odkroiłam ile się dało od pestki. Po mango na patelni wylądowały pomidory. Sparzyłam je wrzątkiem, usunęłam skórkę i pokroiłam. Z trzech pomidorów usunęłam pestki i posiekałam tylko miąższ, a jednego posiekałam ze wszystkim. Ponieważ dolewam ouzo nie chciałam by sos był zbyt rzadki. Wszystko razem duszę na patelni, doprawiam, solą i pieprzem i szczyptą cukru. Proponuję najpierw spróbować. Dzięki mango sos jest już słodkawy i może można pominąć cukier. Sos doprawiam też suszonym oregano. Świeżym posypię gotową zapieczoną potrawę. Oregano jest jednym z tych ziół, które są bardziej aromatyczne suszone aniżeli świeże. Ja mam jeszcze kilka gałązek dzikiego suszonego oregano, które przywiozłam sobie z Thasos. Wszystkim polecam takie souveniry.
Do sosu wlewam ouzo (grecka wódka anyżowa), tak około 40 ml. Można oczywiście chlusnąć więcej ale wtedy trzeba będzie dłużej odparowywać sos. Jeżeli ktoś nie ma ouzo to po prostu omija ten krok. Jak sos jest już gotowy to największa część roboty już odbębniona. Ja znalazłam nawet czas by pogadać przez telefon gdzieś w międzyczasie ;)
Sos rozłożyłam na 2 niewielkie ceramiczne naczynia do zapiekania. Śmiało można zrobić je w jednym większym. W salsie zanurzyłam krewetki. Po kilka na naczynie. Udało mi się dostać dosyć spore. Usunęłam im ogonki by wygodniej się jadło. Całość posypałam pokruszoną fetą i pokrojonym w kostkę serem haloumi (cypryjski półtwardy ser solankowy). Wystarczy sama feta (pod warunkiem, że jest dobra-twarda), ale ja uwielbiam haloumi i jak tylko go gdzieś znajdę to kupuję. Jest u nas coraz bardziej dostępny, jupi;)
Wstawiamy naczynia do piekarnika i pieczemy około 15-20 minut w 200 C. Sery powinny się przyrumienić na wierzchu. Po wyjęciu posypałam tylko porwanymi w placach listkami świeżego oregano. Oczywiście pamiętamy o tym, że naczynie jest bardzo gorące i trzeba je postawić na jakiejś podstawce lub drewnianej desce. Proponuję odczekać ze dwie minutki by saganaki delikatnie przestygło. Jemy ze świeżym pieczywem. No ba czym, jak nie chlebem, wytrzemy resztki sosu ze ścianek naczynia?
Powodzenia i smacznego!