wtorek, 5 lutego 2013

RUKOLA Z BURAKAMI, SEREM PLEŚNIOWYM I ORZECHAMI WŁOSKIMI


Na tapecie mam nadal nasze poczciwe, wszystkim dobrze znane warzywa korzeniowe. Tym razem w roli głównej występuje burak. Rolę drugoplanową gra ser pleśniowy, a tłem jest orzechowa rukola. Mały epizod zagrają też same orzechy.

Składniki:

2 ugotowane buraki
1 opakowanie rukoli
100 g sera pleśniowego z niebieską pleśnią
garść łuskanych orzechów włoskich
ząbek czosnku
oliwa z oliwek
ocet balsamiczny
sól, cukier

Oto historia potwierdzająca szeroko utarty osąd o tym, że burak nie potrafi się zachować. Buraki gotują się dosyć długo. Nie znam drugiego takiego warzywa, które potrzebowałyby tyle czasu do ugotowania. A teraz mam przestrogę dla tych, którzy uważają, ze buraki gotują się tak długo, ze zdążą zrobić szybki wypad do marketu po zakupy. Otóż okazuje się, że buraki pozostawione same w domu, gotujące się na bardzo wolnym ogniu (z odrobiną soli i cukru) potrafią być bardzo niesforne i mogą się spalić i zasmrodzić całe mieszkanie na kilka ładnych godzin. Dlatego odradzam to wszystkim i apeluję o gotowanie buraków tylko i wyłącznie podczas naszej obecności w domu. I lepiej zaplanować dłuższą obecność w domu, bo buraki nr. 2 (historia buraków nr. 1 opisana powyżej) gotowały się cała wieczność. Nie wiem co z nimi było nie tak, ale trafiły mi się chyba jakieś kamienie. Jeszcze nigdy nie musiałam tak długo gotować buraków. Były chyba jakieś zmutowane i w celach lepszego przechowywania ich genotyp wzbogacony został o gen twardości. Burak jeden!
Jak już udało mi się ugotować te nieszczęsne buraki, to obrałam je ze skórki i odstawiłam by wystygły.
Pokroiłam je w cienkie plastry. Ułożyłam warstwami w szklanym naczyniu by je zamarynować. Każdą warstwę skropiłam octem balsamicznym i oliwą z oliwek ( świetna sprawa jeśli posiadamy je w sprayu ) i posypałam cienkimi plasterkami czosnku. Wstawiłam na noc do lodówki. Następnego dnia na rukoli ułożyłam po kilka plasterków buraka (czosnek usunęłam), posypałam całość pokruszonym serem pleśniowym i orzechami włoskimi i ponownie skropiłam octem balsamicznym i oliwą. W momencie konsumpcji, wszystkie przewinienia buraka zostały mu wybaczone i zapomniane. Następnym razem zamiast je gotować po prostu je upiekę (zawinę w folię aluminiową i wstawię do piekarnika). Nie zrażajcie się do buraków moją historią bo sałatka wyszła pyszna, a gratis mam teraz zabawną historię do opowiadania znajomym, którzy myślą, że zawsze mi się wszystko udaje. 
Koniec końców sałatka się udała, ale buraki dały mi się we znaki!
Powodzenia i smacznego!

P.S. Zmęczona cała tą buraczaną sytuacją wybieram się w podróż. Wątpię by udało mi się tam odpocząć, ale zmiana otoczenia zawsze dobrze mi robi. Tak więc Całkiem Smaczne Życie zapowiada tygodniową przerwę w dostawie świeżych pomysłów i jedzie na karnawałowe szaleństwa! Kwapeczku przybywam!




3 komentarze:

  1. Potwierdzam, mam teraz kuchareczke Kanarka na wlasnosc i pichcimi wspolnie miedzy karnawalowymi szalenstwami popijajac düsseldorfskiego alta! Düsseldorf helau!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. polecam gotowanie buraków na parze ( ja gotuje na blaszanym sitku wkładanym do garnka)- poł godziny im wystarcz a i smak znacznie lepszy:)

    OdpowiedzUsuń